Ten cały Kokoning zajeżdża mi chorą emo-czwórką, która obwinia wszystkich wokół za swoje niepowodzenia i w ostateczności używa argumentu kalibru Zepstera, że ''to wszyscy wokół są zakłamani, pędzą jak szczury na złamanie karku. Ja zamierzam pozostać sobą. W ten sposób pozostaję lepszy od innych. Chój, że żadna mnie nie kocha. To pewnie dlatego że wszystkie kobiety to suki".
Sama, jeszcze do niedawna, czułam się w pewien sposób lepsza od równieśników którzy wstawiają pierdylion fotek na facebooka z dziubaskami, przerobione w fotoszopie, w wypiętych pozach, ''ze znajomkami na impressssce'', ''z moim kotkiem'', ''z moim nowonarodzonym dzieckiem, nie znam ojca ale stało się to w klubie". Myślałam sobie: ja jestem fejsbukowo taka szara i nudna, nawet profilowego nie mam, trzy posty na krzyż. Ale przynajmniej jestem idealistką, nie będę pędzić ślepo za jakąś cholerną modą. Co gorsza, odniosłam wrażenie że w życiu realnym fejsik ma przełożenie na to, że ludzie są postrzegani zupełnie inaczej, przez pryzmat swojej ''profilówki", co budziło u mnie jeszcze większą odrazę wobec nich. To sprawiło, że odsunęłam się od społeczeństwa. Sądziłam, że to oni czują się lepsi ode mnie, podczas gdy to ja czułam się lepsza od nich, na ten czwórkowy sposób, że ''chociaż zachowałam swoje
ja, co jest towarem na zbyciu w dzisiejszych czasach ". Patrzenie na nich z góry utrwalało moje poczucie samotności. Sądziłam, że to oni mnie odrzucają od swojego świata, bo tam nie pasuję, a okazało się, że to 'niedopasowanie' to wytwór mojej wyobraźni.
Jest jeszcze jedna pułapka związana z ''samotnością z wyboru". Bardzo może zniekształcić odbiór rzeczywistości. Ja np. postrzegałam wszystkich z uczelni przez pryzmat facebooka, a w rzeczywistości mało miałam z nimi do czynienia, odsunęłam się od nich zanim zdążyłam dobrze poznać. Nie wiedziałam, jacy są tak naprawdę w rzeczywistości.
Uświadamiając sobie swój brak tolerancji wobec innych, postanowiłam przełamać się i otworzyć na ludzi. Okazało się, że nie taki diabeł straszny. Po pierwsze, byłam przy nich sobą, i wcale nie zostałam odrzucona (a przynajmniej nie przez wszystkich) przez to, że mam trochę inne zainteresowania, prowadzę inny styl życia, mam inne poglady i doświadczenia niż oni. Po drugie zobaczyłam, że tak jak i ja, są zwykłymi ludźmi. Nie produktami mediów, facebooka, wszelkich kanonów społecznych. Tylko nieliczne, jebitnie wybitne jednostki mają jaja by robić się na amerykański sen.
Będąc samotna tak naprawdę sama stałam się niewolnicą tych kanonów, bo utrwalałam sobie jakiś obraz tych osób w głowie, brakowało mi bodźców z zewnątrz i kontakt ze światem rzeczywistym który wytrąciłby mnie z tych iluzji.
Dlatego to:
Ucieczka od wymagań innych ludzi?
A może od własnych?
jest bardzo dobrym pytaniem.
Korzystajac z natchnienia pociągnę temat trochę dalej, i wypowiem się, już trochę bardziej lakonicznie niż planowałam, na problem który chodził mi po głowie parę dni temu.
Termin kokoningu (cocooning) został ukuty już w 1990 roku, ale dopiero w dobie rozkwitu internetu stał się pełnomocny. Oto bowiem jesteśmy w stanie bez wychodzenia z domu: zarabiać pieniądze, robić zakupy, chodzić na randki i spotykać się ze znajomymi. Po co nam żywi ludzie? W internecie mamy pełną kontrolę nad interakcjami. Jak coś nam nie pasuje, możemy się wyłączyć. Możemy sobie w izolacji po trochu dziwaczeć. Możemy pozwolić sobie na lenistwo, na olewactwo, na fetysze i nietypowości [...]
Pornografia i randki internetowe.
Kolejna iluzja, która utrwala poczucie samotności i utrudnia kontakty międzyludzkie.
Jeżeli ktoś zaczyna swoje znajomości z kobietami od podania ręki swojej marchewce i zaprasza ją na randkę na wystawę sztuk współczesnych YouPornGallery.com, a później chodzi i szerzy ideologie że ''wszystkie kobiety to skończone kur.wy to dlatego jestem samotny", no to sorry, słysząc coś takiego scyzoryk mi się w kieszeni otwiera i woła o pomstę do kastracji. Jak nadużywa się tego typu dóbr nie mając do nich zadnego dystansu to cóż się dziwić, że później taki, a nie inny obraz kobiet ma się zakodowany w głowie.
To samo dotyczy portali randkowych. Ludzie zakładają konta, wypisują do ładnych kobiet, i gdy są przez nie odrzucani to "pewnie to dlatego, że kobiety to pospolite suki są", a jak sama z siebie zacznie je podrywać kobieta, a do tego - broń borze! - przyzna się, że lubi seks (świat schodzi na psy, kiedyś kobiety były inne, służyły jako woreczek do przechowywania mojego nasienia a teraz jakieś pyskate się zrobiły), to znowu powstaje odbiór "co za skończona kurtyzana".
Później wychodzi taki osobnik do świata zewnętrznego i szuka kobiet spełniające kryteria kanonu internetowego (porno, pudelki, fotoszopy na sympatii.pl) i dziwi się, że z miejsca jest odrzucany. Kobiety wyczuwają, kiedy są traktowane przedmiotowo, bez szacunku. Zwłaszcza, gdy na pierwszej randce są zalewane żalami o tym, "jakie to współczesne kobiety to k.". Nic, tylko współczuć.
Dlatego internet nie jest dla ludzi głupich, nie umiejących korzystać z niego z głową (nie mylić z główką). Tacy ludzie nigdy nie zaznają ciepła kobiecego ciała, nie doświadczą prawdziwego, seksualnego uniesienia (nie, masturbacja kobietą nie należą do jednego z nich). No, chyba że zaczną akceptować rzeczywistość taką jaka jest (a nie jest nią internet, media, reklamy, facebooki) i zwiększą poziom tolerancji na ludzkie zachowania.
I na koniec:
Od przyklejania sobie do twarzy sztucznego uśmiechu, od pozowania, uginania się pod czyjeś kryteria, wchodzenia w dupę. Od piętrzących się społecznych wymagań, trendów i niepisanych konieczności. Tylko w samotności jesteśmy prawdziwym sobą - bez masek, bez póz i sztuczności. Możemy owinąć się w koc, wpieprzać lody i oglądać najgłupsze filmy bez ryzyka, że ktoś nas oceni czy skrytykuje.
Tak, jestem prawdziwym sobą gdy robię kupę, jestem taka fajna. Nie wychodzę do ludzi bo jak im nasram na środek pokoju, to mnie skrytykują.
Co za idiotyzm. Każdy chce się pokazać z jakiejś strony, ma jakieś ego. Jeżeli ktoś jest w czymś dobry, to czemu miałby się tym nie chwalić? Nie wierzę w fałszywą skromność i nie widzę nic złego w chwaleniu się czymś, w czym jest się dobrym. I wcale nikt nie każe Ci penetrować czyjegoś tyłka by zdobyć uznanie. Przedwszystkim nikt nie nakazuje Ci zdobywać uznania, to Twój problem, że tak to odbierasz.
Nie trzeba robić kupy na środku parkietu by być sobą. Wychodzę z założenia, że każdy ma w sobie coś interesującego, jakieś przemyślenia, zainteresowania którymi chciałby się podzielić ze światem. Wystarczy wyjść i próbować, w końcu znajdzie się jakiś rodzynek tudzież świr o podobnych poglądach. Można wyjść do tłumu ludzi i być sobą. Zazwyczaj, paradoksalnie, to takie osoby zdobywają uznanie innych ludzi pomimo, że im na tym wcale nie zależy. Faktycznie świat trochę za bardzo się rozpędził i jest spory popyt na tego typu osoby.
Więc jeżeli miałabym coś polecić, to co po niektórzy, przestańcie się chować w swoim własnym cieniu. Świat nie jest czarno biały. Chyba że chcecie go widzieć w tych gównianych barwach, wasz wybór.