Praca z wewnętrznym dzieckiem

Dyskusje na tematy szeroko pojętej psychologii
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Rinn
VIP
VIP
Posty: 695
Rejestracja: sobota, 21 czerwca 2008, 21:12
Kontakt:

Praca z wewnętrznym dzieckiem

#1 Post autor: Rinn » wtorek, 19 października 2010, 13:57

Kopiuję do tego działu treść postu, który można znaleźć tutaj. Zawiera on streszczenie koncepcji pracy z wewnętrznym dzieckiem opisanej przez Anetę Łastik w książce "Wewnętrzne dziecko" (częściowo także w wydanej wcześniej "Poznaj swój głos"). /Rinn/

Ta metoda nie jest jakaś szczególnie odkrywcza i jej autorka sama to przyznaje. Po prostu jest ciekawym ujęciem, punktem widzenia, który pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na siebie i swoje problemy, zadziałać wyobraźnią i daje w ten sposób narzędzia do pracy nad sobą.

Jest to teoria kobiety, która nie jest psychologiem, tylko piosenkarką i pracuje z ludźmi nad emisją głosu. Podczas tych lekcji zauważyła ciekawe powiązanie między głosem a osobowością. Uznała, że głos = ja, bo odkryła, że bardzo często problemy z emisją głosu, ze śpiewem czy z oddychaniem mają niewiele wspólnego z techniką, a wynikają z problemów natury psychicznej, jakichś wewnętrznych zahamowań itp. i jak człowiek sobie te problemy uświadomi i coś z nimi zrobi, to problemy z głosem automatycznie znikają i vice versa - jak się pracuje z głosem, często łatwiej dotrzeć do problemów psychicznych.

Przykłady:
- czasami ktoś ma problemy z wyciąganiem wyższych dźwięków, bo ma też problemy z wyrażaniem gniewu - a przecież podczas kłótni potrafi krzyczeć głośno bardzo wysokim głosem, bo wtedy głos wyraża jego prawdziwe emocje (czyli uwalnia ten gniew i wyraża go, zamiast tłumić),
- ludzie podczas ćwiczeń oddechowych i głosowych, które babka z nimi robiła, potrafili nagle wybuchnąć płaczem, przypomnieć sobie jakieś przykre, wyparte doświadczenia ze swojego życia itp.,
- niezwykle trudne jest dla człowieka zaśpiewanie swojego własnego imienia, czuje do tego niechęć, głos mu się łamie (spróbujcie sami); często świadczy to o tym, że nie lubi siebie, a dopóki nie polubi siebie, nie polubi też własnego głosu i nie będzie umiał dobrze śpiewać i wkładać w ten śpiew emocji; ludzie śpiewali swoje imię łamiącym się głosem, mówili, że nie potrafią tego zrobić, albo zaczynali płakać.
Itp.

Aneta Łastik wymyśliła w powiązaniu z tym koncepcję wewnętrznego dziecka. Nawiązuje tutaj do innych koncepcji psychologicznych czy filozoficznych, np. do wierzeń z Hawajów (Huny). Wyjaśnię to na bazie tej hawajskiej teorii, którą przytaczała, bo jest w miarę prosta: Hawajczycy wierzyli, że psychika człowieka dzieli się na 3 części:
:arrow: niższe ja (podświadomość), które włada emocjami i wspomnieniami - to będzie nasze wewnętrzne dziecko, dla którego wspomnienia mają zawsze czas teraźniejszy (jak sobie o czymś przypominamy, to przenosimy sie w czasie do tej sytuacji) i dlatego potrafią wpływać na nasze życie bez względu na to jak dużo czasu upłynęło - dziecko pamięta i kieruje się tym schematem,
:arrow: średnie ja (świadomość) - nasze logiczne myślenie, pozbawione uczuć, będące tu i teraz, które można określić dorosłym,
:arrow: wyższe ja (nadświadomość) - stan, w którym osiągamy większe możliwości.
Kontakt z wyższym ja można osiągnąć poprzez harmonijne współdziałanie ja niższego i średniego. Czyli dorosły musi się zaopiekować dzieckiem.

Odnośnie wewnętrznego dziecka (myślimy tu nie o jakimś hipotetycznym dziecku, tylko o nas z dzieciństwa - o tej małej, złotowłosej dziewczynce czy nieśmiałym chłopcu), to ono w nas siedzi i to ono sprawia, że kierujemy się emocjami, postępujemy irracjonalnie, bardzo często szkodliwie dla siebie. Czasami też z kolei tłumimy je i wypieramy je ze swojego życia, a to hamuje nas w rozwoju, unieszczęśliwia, tłamsi. Dziecko potrafi tylko to, czego je nauczono i według tego postępuje, zawsze dąży do powielenia schematu relacji rodzinnych. Rodzice to dla niego bogowie, którzy zawsze mają rację, od których jest całkowicie zależne, którym wierzy bezgranicznie. Tak jest dla nas zawsze na początku, potem nabieramy innego spojrzenia, uniezależniamy się od rodziców, ale dziecko cały czas w nas jest i cały czas pamięta co mu wpoili. Dla dziecka istnieje tylko czas teraźniejszy i przyjmuje wszystko, co widzi czy słyszy bezkrytycznie, tzn. nie potrafi tego ocenić w kategoriach prawda/nieprawda, to ma sens/nie ma sensu itp. Czyli jak rodzice mu mówili (lub dawali do zrozumienia, nawet nieświadomie) albo żartowali sobie (dziecko w odniesieniu do rodziców nie ma poczucia humoru!), że jest brzydkie, to potem człowiek będzie miał w sobie takie podświadome przekonanie i kompleks na tym punkcie. Jak mu dali do zrozumienia, że nie zasługuje na miłość - to zniszczy wszystkie związki, które dawały szansę na miłość i zmarnuje wszystkie szanse na to. Choć jednocześnie będzie tej miłości chciało i do niej dążyło, tak samo jak będzie dążyło do szczęścia, a zrobi wszystko, by nie być szczęśliwym. Ot, prosta recepta na zmarnowanie sobie życia, jeżeli człowiek w porę sie nie ogarnie i nie zaadoptuje tego wewnętrznego dziecka, nie pokieruje jego życiem wg logiki, a nie tych ukształtowanych przez rodziców schematów reakcji i uczuć. Aha, dziecko pamięta też, jakie były relacje między rodzicami, co to znaczy być mężem i ojcem, co to znaczy być żoną i matką, i to też próbuje powielić w swojej rodzinie (bo tylko to zna). Czasami dziewczyna, która miała ojca alkoholika, nieświadomie znajduje chłopaka, który też pije, tylko po to, żeby mu wykrzyczeć to, czego nie wykrzyczała ojcu. Itp. Oczywiście nie każdy ma aż taki problem, to jest trochę jak w teorii Riso i Hudsona o osobowości - jest ona sztucznym tworem, mechanizmem obronnym i kształtuje się u każdego, ale człowiek, który miał w porządku rodzinę, otrzyma osobowość, która będzie mu pomagać, a nie przeszkadzać w dalszym życiu. Tak samo jedni mają w sobie bardziej skrzywdzone dzieci, inni mniej, ale nawet takie niewinne zachowanie jak oczekiwanie, że ktoś się domyśli, czego potrzebujemy (typowo dziecinne, bo dorosły potrafi wyrażać swoje potrzeby, nie musi czekać, aż rodzice się domyślą) już może nam coś popsuć, np. w związku.

Aby przystąpić do adopcji dziecka, trzeba je najpierw poznać. Trzeba się przenieść do swojego dzieciństwa i skonfrontować z nim. Trzeba odrzucić autorytet rodziców, co jest szczególnie trudne, bo dziecko zawsze ich usprawiedliwia i pomniejsza ich przewiny. To trudne - być wyłącznie własnym adwokatem, nie adwokatem rodziców. Autorka teorii zaleca napisanie listu do rodziców, w którym napisze im się o wszystkich krzywdach, które nam świadomie czy nieświadomie wyrządzili, i zażąda przeprosin. Bo uważa, że czymś chorym w obecnej psychologii jest zmuszanie pacjenta do tego, by przebaczył swoim rodzicom. Są rzeczy, których przebaczyć się nie da - chyba, że chodzi o przebaczenie sobie, że nie można przebaczyć. A w konfrontacji rodzic-dziecko zawsze to rodzic ponosi odpowiedzialność, dziecko nigdy winne nie jest, bo ono jest całkowicie zależne od rodzica i skrzywdzenie takiej istoty to jest coś, czego rodzic powinien się wstydzić. Wiadomo, że każdy rodzic jest tylko człowiekiem i popełnia błędy, nie zawsze krzywdzi świadomie, ale nie ważne jest jak to wygląda obiektywnie, tylko jak to wyglądało subiektywnie dla dziecka, bo to na nie wpłynęło tak czy inaczej. I dobry rodzic dowiedziawszy się o tym, będzie umiał uznać swoją winę i przeprosić. Wtedy można zacząć budować z nim nową relację pozbawioną dawnych uraz.

A zatem trzeba wrócić do przeszłości i przypomnieć sobie wszystkie krzywdy, które często są podłożem późniejszych kompleksów, silnych emocjonalnych reakcji, przekonań w stylu "ja nie potrafię", "ja nie umiem", "jestem beznadziejny" itp.

Następnie dokonujemy adopcji dziecka, czyli "zrywamy" jego więź z rodzicami. Już nie są jego rodzicami, to Ty jesteś jego rodzicem i będziesz się nim opiekował, dawał mu tyle miłości, na ile zasługuje, a zasługuje na bardzo wiele, bo jest kimś bardzo wartościowym. Nie ważne, ze myśli, że nie jest - to wina rodziców.

Rolą nowego rodzica jest:

:arrow: pokierowanie życiem dziecka wg logiki, nie emocji, ale z uwzględnieniem tych emocji, czyli w taki sposób, jak to dla niego najlepsze - najlepiej wyobrazić sobie cele z najdrobniejszymi szczegółami, tak, jakbyśmy planowali przyszłość swojego dziecka (ludzie chcą dla dzieci wszystkiego, co najlepsze, a jak mają planować coś dla siebie, to nagle wymagania spadają, bo podświadomie uważają, że nie są tego warci). Bardzo przydatne są tutaj afirmacje, koniecznie w czasie teraźniejszym, bo najlepiej działają (dla dziecka-podświadomości istnieje tylko czas teraźniejszy),
:arrow: pokierowanie dzieckiem wg tego, co dla niego najlepsze oznacza często rewizję kontaktów z innymi. Dziecko często popada w relacje, w których jest zależne, wykorzystywane, w której nie jest wystarczająco szanowane - czasami dlatego, że nie potrafi swoich potrzeb wyrazić. A więc trzeba to za nie zrobić, ale bez wybuchów złości czy płaczu, tylko tonem dorosłego poinformować ludzi, że to i to nam się nie podoba, na to się nie zgadzamy i to byśmy chcieli zmienić. Dziecko będzie płakać, że przez nas zostanie zupełnie samo, bo wszyscy je opuszczą, ale to mu wyjdzie na dobre. Opuszczą tylko ci, którym na danej relacji nie zależało, a często słysząc inny, dorosły ton, nabiorą wreszcie szacunku.
:arrow: trzeba mówić za dziecko, wyrażać jego emocje i potrzeby, czego często nie potrafi albo się boi,
:arrow: trzeba mówić do dziecka, opowiadać mu, jakie jest wspaniałe, jak bardzo je kochamy i dawać mu wszystko to, czego nie dają inni,
:arrow: trzeba je uczyć życia. Umie tylko to, czego je nauczono. Boi się pójść do urzędu załatwić jakąś sprawę? Wziąć je za rękę, zaprowadzić, niech spróbuje i się nauczy. Wszystko to z miłością i spokojem, ale stanowczo. Na pewno będzie mówiło że nie umie, nie może, że się boi, ale trzeba być stanowczym i po prostu je nauczyć i oswoić z różnymi rzeczami. :)
:arrow: hamować jego schematyczne reakcje. Bardzo charakterystyczne dla dziecka np. jest oczekiwanie na coś. Oczekiwanie, że ukochany/a się odezwie. Oczekiwanie, że ktoś domyśli się, czego dziecko potrzebuje. Koniec z tym, trzeba dziecko tego oduczyć, bo to przynosi mu tylko cierpienie i rozczarowania. Jak na coś czeka, to je czymś zająć. Jak czeka, aż kto się domyśli - to niech nie czeka, tylko wyrazi swoją potrzebę. Itp.

Generalnie z dzieckiem trzeba pracować przez całe życie, bo jak się o nim zapomni, to wraca do starych nawyków. Autorka porównuje to do przemeblowania w domu - jak się zapomnimy na chwilę, to mimo poprzestawiania mebli zaczynamy poruszać się wg starego planu. :)

Kiedy trafiłam na tą koncepcję, uznałam, że jest świetną drogą do uzyskania niezależności od innych i wypracowania sobie wewnętrznego autorytetu. W dodatku uniwersalną w zestawieniu z Enneagramem, bo tak naprawdę może pomóc na problemy każdego typu, "sięgając do korzeni" jego mechanizmów obronnych i wyzwalając spod ich wpływu. Takie "rozszczepienie" osobowości (podział na ja-dorosłe i ja-dziecko) może się wydawać dziwny czy głupi, ale moim zdaniem taki zabieg właśnie bardzo pomaga w zrozumieniu i radzeniu sobie ze swoimi problemami, w oddzieleniu tego, co nieświadome i dostrzeżeniu tego. Przy okazji uczymy się kochać i naprawdę dbać o siebie, jak o dziecko, stajemy się swoim własnym opiekunem, uniezależniamy od innych (to jest szczególnie przydatne dla Szóstki, która właśnie ma bezpieczeństwo znaleźć w sobie, ale pomoże też Dwójce, Jedynce czy Dziewiątce na ich specyficzne problemy).


w lęku nie ma nic
czego trzeba by się bać

Snufkin
Posty: 5625
Rejestracja: piątek, 4 kwietnia 2008, 14:28
Enneatyp: Obserwator

Re: Praca z wewnętrznym dzieckiem

#2 Post autor: Snufkin » środa, 20 października 2010, 12:09

Ciekawa koncepcja ale o "wewnętrznym dziecku" słyszałem wielokrotnie z różnych źródeł dlatego nie wiązałbym jej tylko z tą autorką.
Fakt, że w relacji dziecko-rodzice to rodzic jest zawsze winny - pytanie tylko kiedy zaczniemy brać za siebie pełną odpowiedzialność (kiedy przestajemy być dzieckiem). Wiek metrykalny tu o niczym nie świadczy. Ja np. nie uważam się jeszcze za w pełni dorosłego człowieka.
5w4, sp/sx/so
ILI - Ni, DCNH - CT(H)

Awatar użytkownika
Zielony smok
VIP
VIP
Posty: 1855
Rejestracja: czwartek, 14 grudnia 2006, 19:17
Enneatyp: Mediator
Lokalizacja: następna stacja...

Re: Praca z wewnętrznym dzieckiem

#3 Post autor: Zielony smok » środa, 20 października 2010, 17:04

Obrazek

Obrazek
9w8 ENFP
Nie dyskutuj z idiotą, bo sprowadzi cię do swojego poziomu i wygra przewagą doświadczenia.
Ps. ( Jestem na dłuuuugim urlopie - nie odpisuję na PW, sorry )

Awatar użytkownika
Grin_land
Posty: 2459
Rejestracja: niedziela, 31 maja 2009, 15:51
Enneatyp: Mediator
Lokalizacja: tryb koczowniczy

Re: Praca z wewnętrznym dzieckiem

#4 Post autor: Grin_land » środa, 20 października 2010, 17:10

Zielony Smoku, a którą z tych książek byś szczególnie polecał?
IIIIIIIIIIIIIIIIIII
"infantyle najbardziej ojczą" R25
IIIIIIIIIIIIIIIIIII
Najmądrzejszy Post na Forum-dla 9
IIIIIIIIIIIIIIIIIII
"istnieje strasznie dużo nieaktywnej delikatności, która nie jest niczym innym jak lenistwem, niechęcią do wszelkich kłopotów, zamieszania czy wysiłku"

Awatar użytkownika
Zielony smok
VIP
VIP
Posty: 1855
Rejestracja: czwartek, 14 grudnia 2006, 19:17
Enneatyp: Mediator
Lokalizacja: następna stacja...

Re: Praca z wewnętrznym dzieckiem

#5 Post autor: Zielony smok » czwartek, 21 października 2010, 00:03

Nie czytałem żadnej, były po prostu w kanonie książek, które zamierzałem kiedyś przeczytać, ale interesowałem się ongiś tematem i lepsze notowania miała książka Bradshawa.
9w8 ENFP
Nie dyskutuj z idiotą, bo sprowadzi cię do swojego poziomu i wygra przewagą doświadczenia.
Ps. ( Jestem na dłuuuugim urlopie - nie odpisuję na PW, sorry )

Awatar użytkownika
Kapar
VIP
VIP
Posty: 2333
Rejestracja: czwartek, 21 sierpnia 2008, 13:15
Enneatyp: Szef
Lokalizacja: DownUnder
Kontakt:

Re: Praca z wewnętrznym dzieckiem

#6 Post autor: Kapar » czwartek, 21 października 2010, 04:06

Snufkin pisze:Ciekawa koncepcja ale o "wewnętrznym dziecku" słyszałem wielokrotnie z różnych źródeł dlatego nie wiązałbym jej tylko z tą autorką.
Fakt, że w relacji dziecko-rodzice to rodzic jest zawsze winny - pytanie tylko kiedy zaczniemy brać za siebie pełną odpowiedzialność (kiedy przestajemy być dzieckiem). Wiek metrykalny tu o niczym nie świadczy. Ja np. nie uważam się jeszcze za w pełni dorosłego człowieka.
Ja rowniez nie czuje sie jeszcze w pelni dorosly. Mysle, ze pelna doroslosc przychodzi w momencie, kiedy pojawia sie dziecko. Trzeba ze swojego ego i zachcianek zrezygnowac. Zrezygnowac w pelni z siebie dla kogos. Wlasnie posiadanie dziecka jest zmierzeniem sie z "demonami" swojego dziecinstwa, poniewaz jak najbardziej bedziemy powielac to, w jaki sposob sami zostalismy wychowani (czy tego chcemy czy nie, bo odbywa sie wiekszosc podswiadomie choc mozna logicznie pewne sprawy ukierunkowac).
Mozna wg mnie jednak poprzez posiadanie dzieci takze latwiej powrocic do kontaktu ze swoim wewnetrznym dzieckiem czy "odzyskac" swoje dziecinstwo
Rinn pisze:Autorka teorii zaleca napisanie listu do rodziców, w którym napisze im się o wszystkich krzywdach, które nam świadomie czy nieświadomie wyrządzili, i zażąda przeprosin. Bo uważa, że czymś chorym w obecnej psychologii jest zmuszanie pacjenta do tego, by przebaczył swoim rodzicom. Są rzeczy, których przebaczyć się nie da - chyba, że chodzi o przebaczenie sobie, że nie można przebaczyć. A w konfrontacji rodzic-dziecko zawsze to rodzic ponosi odpowiedzialność, dziecko nigdy winne nie jest, bo ono jest całkowicie zależne od rodzica i skrzywdzenie takiej istoty to jest coś, czego rodzic powinien się wstydzić. Wiadomo, że każdy rodzic jest tylko człowiekiem i popełnia błędy, nie zawsze krzywdzi świadomie, ale nie ważne jest jak to wygląda obiektywnie, tylko jak to wyglądało subiektywnie dla dziecka, bo to na nie wpłynęło tak czy inaczej. I dobry rodzic dowiedziawszy się o tym, będzie umiał uznać swoją winę i przeprosić. Wtedy można zacząć budować z nim nową relację pozbawioną dawnych uraz.
Ja nie zgadzam sie tu z ta autorka jesli chodzi o przebaczenie. Nie liczy sie tu tylko subiektywne spojrzenie na swoje rany. Mysle, ze nawet w skrajnych przypadkach rodzice chca najlepiej dla dzieci tylko im nie wychodzi. Nie wychodzic im moze z wlasnej slabosci, nieswiadomosci tego, ze odgrywaja swoje traumy z dziecinstwa na wlasnych pociechach. To jest zamkniete kolo. Rownie dobrze moznaby winic swoich dziadkow za to jak naszych rodzicow wychowali. Rodzicow sobie nie wybieramy i mozemy albo pogodzic sie z tym jak dorastalismy albo i nie - obwiniajac swoich rodzicow. Ale przeniesienie winy na swoich rodzicow bedzie wlasnie prowadzic do powrotu tych traum (chodzi o to przemeblowanie. ta zaleznosc chyba autorce umknela). Calkowita akceptacja i skupienie sie na sobie, tym jak sie czuje i co mysli, moze prowadzic do prawdziwej poprawy. Te wszystkie bole i krzywdy trzeba znalezc w sobie a nie szukac ich zrodel u rodzicow. Przeciez chodzi tu o nas a nie koniecznie naprawianie relacji z nimi. Moim zdaniem lepsza jest koncentracja na samym sobie niz wciaganie w to winowajcow i wchodzenie w role ofiary - to jest bardzo bardzo latwe ale wg mnie do nikad nie prowadzi. Poza tym rzadkoscia jest uznanie przez rodzica swoich win. Byly juz wypowiedzi na ten temat gdzies. Na pewno w temacie Rodzic Jedynka takze ale nie trzeba byc chora Jedynka czy Osemka, zeby miec problemy z przyznaniem sie do wlasnych win. Jesli sie powiedzmy taki list wysle a rodzice zareaguja w swoj zwyczajny sposob, wysmieja i zlekcewaza? Co wtedy? Zamiast cokolwiek polepszyc, zapewne by to tylko sytuacje pogorszylo.
Rinn pisze:Trzeba odrzucić autorytet rodziców, co jest szczególnie trudne, bo dziecko zawsze ich usprawiedliwia i pomniejsza ich przewiny. To trudne - być wyłącznie własnym adwokatem, nie adwokatem rodziców.
Jesli chodzi o wspomniane wbudowanie w sobie autorytetu to wydaje mi sie, ze dla mojego typu problem jest akurat inny. Wczesne odrzucenie rodzicielskiego autorytetu i dorastanie "na wlasna reke" to jest to, co dzieje sie z Osemkami i trzeba pracowac nad uznawaniem innych autorytetow. Osemki tez moga miec problem z kontaktem ze swoim wewnetrznym dzieckiem. Z roznych powodow ale jednym z nich jest z pewnoscia "przymus" zbyt wczesnego dorastania.

Nie przeczytalem nic na ten temat i to tylko moje widzi-mi-sie. Ale chetnie cos przeczytam chocby z tego co zapodal Smok. Ciesze sie, ze boogi zalozyl ten dzial, bo wlasnie mialem nadzieje, zeby bylo wiecej miejsca na podobne rozmowy.
Możemy pogadać tu https://t.me/joinchat/aHxHU7go8yQ4MmRl

Odnajdziesz mnie na rozstajach dróg. Sprawcy podobno wracają
po śladach swych, a gdy wrócisz tu, gdzie czas w zdumieniu przystanął
to nie mów nic. Już nie ty, nie ja. Inna już rzeka tam płynie.

Awatar użytkownika
Rinn
VIP
VIP
Posty: 695
Rejestracja: sobota, 21 czerwca 2008, 21:12
Kontakt:

Re: Praca z wewnętrznym dzieckiem

#7 Post autor: Rinn » czwartek, 21 października 2010, 12:17

baby_kapar pisze:Ja nie zgadzam sie tu z ta autorka jesli chodzi o przebaczenie. Nie liczy sie tu tylko subiektywne spojrzenie na swoje rany. Mysle, ze nawet w skrajnych przypadkach rodzice chca najlepiej dla dzieci tylko im nie wychodzi. Nie wychodzic im moze z wlasnej slabosci, nieswiadomosci tego, ze odgrywaja swoje traumy z dziecinstwa na wlasnych pociechach. To jest zamkniete kolo. Rownie dobrze moznaby winic swoich dziadkow za to jak naszych rodzicow wychowali. Rodzicow sobie nie wybieramy i mozemy albo pogodzic sie z tym jak dorastalismy albo i nie - obwiniajac swoich rodzicow. Ale przeniesienie winy na swoich rodzicow bedzie wlasnie prowadzic do powrotu tych traum (chodzi o to przemeblowanie. ta zaleznosc chyba autorce umknela). Calkowita akceptacja i skupienie sie na sobie, tym jak sie czuje i co mysli, moze prowadzic do prawdziwej poprawy. Te wszystkie bole i krzywdy trzeba znalezc w sobie a nie szukac ich zrodel u rodzicow. Przeciez chodzi tu o nas a nie koniecznie naprawianie relacji z nimi. Moim zdaniem lepsza jest koncentracja na samym sobie niz wciaganie w to winowajcow i wchodzenie w role ofiary - to jest bardzo bardzo latwe ale wg mnie do nikad nie prowadzi. Poza tym rzadkoscia jest uznanie przez rodzica swoich win. Byly juz wypowiedzi na ten temat gdzies. Na pewno w temacie Rodzic Jedynka takze ale nie trzeba byc chora Jedynka czy Osemka, zeby miec problemy z przyznaniem sie do wlasnych win. Jesli sie powiedzmy taki list wysle a rodzice zareaguja w swoj zwyczajny sposob, wysmieja i zlekcewaza? Co wtedy? Zamiast cokolwiek polepszyc, zapewne by to tylko sytuacje pogorszylo.
Rozumiem, co masz na myśli, ale autorce chodzi tutaj jednak o coś innego. W książce podkreślała właśnie, że tylko rozliczenie się z tymi krzywdami i zamknięcie tematu, pozbawienie rodziców władzy rodzicielskiej może człowiekowi pomóc wyjść z roli ofiary. Bo inaczej zawsze w niej tkwi. Przestrzega, że z tego rozliczania nie może wyjść ciągłe rozpamiętywanie przeszłości i użalanie się nad sobą. List się pisze po to, by uzyskać przeprosiny od rodziców, które nam się należą. By powiedzieć wprost rodzicom, jak nas skrzywdzili i już do tego nie wracać, ani w relacji z nimi, ani tym bardziej w relacjach z innymi ludźmi, na których często te negatywne emocje i krzywdy rozładowujemy. To nie jest przenoszenie winy NA rodziców, tylko właśnie skierowanie wyrzutów pod właściwy adres. Bo przecież nie obwiniamy ich za to, czego nie zrobili, co nie należało do ich obowiązków? Właśnie nasze subiektywne odczucia są tu bardzo ważne, bo to te subiektywne odczucia potem sprawiają, że funkcjonujemy tak, a nie inaczej, zostawiają w nas ślad. Co z tego, że rodzic miał swoje powody, że np. nie okazywał mi wystarczająco czułości albo miał zwyczaj żartować sobie ze mnie? To nie ma znaczenia. Poczułam się niekochana i upokorzona i teraz np. nie mam poczucia własnej wartości, to jest faktem i wystarczy. Oczywiście, nie każdy rodzic przeprosi, są tacy, który właśnie zareagują lekceważeniem, ale to tylko dowodzi, jacy z nich rodzice i że usprawiedliwianie ich nie ma sensu. Bo rodzic, który jest w gruncie rzeczy w porządku, nie będzie miał problemów z przeproszeniem. Zdziwi się pewnie, bo części z tych rzeczy nawet nie był świadomy, zmartwi, ale przeprosi. Jeśli nas zlekceważy i będzie próbował kontynuować ranienie nas - trzeba wg autorki twardo postawić sprawę, nauczyć ich traktować siebie z szacunkiem - jeśli trzeba, postawić to jako warunek dalszego utrzymywania kontaktów.

Ja osobiście takiego listu chyba nie byłabym w stanie napisać, bałabym się reakcji - nawet nie lekceważenia, ale tego, że ich zranię. Wydawałoby mi się to niewdzięczne, podłe... Pytanie, o czym to świadczy. Ano, wg autorki o tym, że w każdym z nas tkwi instynktowny strach przed sprzeciwieniem się rodzicom, bo dla wewnętrznego dziecka oni nadal pozostają bogami, nadal przyznaje im rację, jakich krzywd by mu nie wyrządzili, i obwinia za nie siebie. Nie jest w stanie zdobyć się na szczerość i konfrontację, nawet jeśli jego żale są uzasadnione.
baby_kapar pisze:Jesli chodzi o wspomniane wbudowanie w sobie autorytetu to wydaje mi sie, ze dla mojego typu problem jest akurat inny. Wczesne odrzucenie rodzicielskiego autorytetu i dorastanie "na wlasna reke" to jest to, co dzieje sie z Osemkami i trzeba pracowac nad uznawaniem innych autorytetow. Osemki tez moga miec problem z kontaktem ze swoim wewnetrznym dzieckiem. Z roznych powodow ale jednym z nich jest z pewnoscia "przymus" zbyt wczesnego dorastania.
Tak, to prawda. Ósemki bardziej można powiedzieć zabiły w sobie to dziecko, stłumiły je. Bo dziecko = wrażliwość, słabość, a one musiały być silne. Co nie oznacza, że też nie będą powtarzać schematów i mieć problemów emocjonalnych. W ich przypadku te problemy będą może bardziej polegać na braku emocji, na zbytniej surowości wobec siebie, na tkwiącym gdzieś głęboko przeświadczeniu, że i tak nikt ich nigdy nie pokocha. /dobrze to opisuje Horney przy strategii ekspansywnej/
w lęku nie ma nic
czego trzeba by się bać

Awatar użytkownika
azetka
Posty: 388
Rejestracja: niedziela, 10 stycznia 2010, 21:25
Enneatyp: Mediator

Re: Praca z wewnętrznym dzieckiem

#8 Post autor: azetka » czwartek, 21 października 2010, 16:28

Rinn pisze: Ja osobiście takiego listu chyba nie byłabym w stanie napisać, bałabym się reakcji - nawet nie lekceważenia, ale tego, że ich zranię. Wydawałoby mi się to niewdzięczne, podłe... Pytanie, o czym to świadczy. Ano, wg autorki o tym, że w każdym z nas tkwi instynktowny strach przed sprzeciwieniem się rodzicom, bo dla wewnętrznego dziecka oni nadal pozostają bogami, nadal przyznaje im rację, jakich krzywd by mu nie wyrządzili, i obwinia za nie siebie. Nie jest w stanie zdobyć się na szczerość i konfrontację, nawet jeśli jego żale są uzasadnione.
Ja bym nie napisała takich wyrzutów z tych samych powodów, co ty. Ale czy to jest faktycznie skutek traktowania rodziców jako bogów przez wewnętrzne dziecko? Nie wiem, po prostu wydaje mi się nieuzasadnione żądanie kategorycznych przeprosin od kogokolwiek, kto miał dobre intencje, ale trochę mu "nie wyszło" (jak słusznie zauważył baby_kapar, rzadko który rodzic rozmyślnie krzywdzi dziecko). Cóż... tak zostałam wychowana. ;) Dziwnym byłoby dla mnie czuć żal dla koleżanki, która chciała mnie przytulić, ale nie wycyrklowała i przywaliła mi łokciem w brzuch (sytuacja hipotetyczna).
Było, minęło, dzieciństwa nie da rady już zmienić. Jedyne, co można zrobić, to nie przenosić błędnych wzorców wychowywania na następne pokolenie (czyli albo zretrukturyzować swoje myślenie, albo nie płodzić dzieci).
Jakiś fajny podpis.

Awatar użytkownika
Rinn
VIP
VIP
Posty: 695
Rejestracja: sobota, 21 czerwca 2008, 21:12
Kontakt:

Re: Praca z wewnętrznym dzieckiem

#9 Post autor: Rinn » czwartek, 21 października 2010, 19:19

azetka pisze:Nie wiem, po prostu wydaje mi się nieuzasadnione żądanie kategorycznych przeprosin od kogokolwiek, kto miał dobre intencje, ale trochę mu "nie wyszło" (jak słusznie zauważył baby_kapar, rzadko który rodzic rozmyślnie krzywdzi dziecko)
Pytanie jeszcze czy "chciał dobrze, ale nie wyszło", czy może się nie przyłożył dostatecznie, miał "ważniejsze" sprawy na głowie, nie interesowało go to, co dziecko myśli czy czuje, bo miał własną (egoistyczną) wizję tego, co dla niego najlepsze, nie chciało mu się poświęcić dziecku więcej uwagi, albo właśnie poświęcał jej za dużo w kwestiach błahych takich jak zmuszanie do jedzenia, za to skąpił, gdy dziecko najbardziej tej uwagi potrzebowało... Jednym słowem - chciał dobrze, ale czy zrobił wszystko, co w jego mocy, by było dobrze? Czy nie poszedł na łatwiznę? Czy nie kierował się w wychowaniu dziecka bardziej własnymi życzeniami niż jego faktycznym dobrem?

To tak, jak oceniać pracownika z wykonanej przez niego pracy. Rodzic też wykonuje pewną pracę. Wiadomo, że coś może nie wyjść z powodów obiektywnych, ale też dużo zależy od wysiłku włożonego w to, by poszło dobrze oraz w to, by pokonać zaistniałe trudności. Jeśli architekt projektuje most i "chce dobrze", ale nie włoży w to wystarczająco dużo wysiłku, to schrzani i źle zbudowany most się zawali, zabijając niewinnych ludzi. I niestety, ale za przeproszeniem może się podetrzeć swoimi dobrymi chęciami. Tak samo z wychowaniem dziecka.

Przy czym tak jak już gdzieś kiedyś na tym forum pisałam - nie chodzi o to, że rodzic ma nie popełniać błędów, bo popełnia je każdy, ludzie są tylko ludźmi. Liczy się, jaki ma do tych błędów stosunek, czy potrafi się do nich przyznać i za nie przeprosić.
azetka pisze:Było, minęło, dzieciństwa nie da rady już zmienić. Jedyne, co można zrobić, to nie przenosić błędnych wzorców wychowywania na następne pokolenie (czyli albo zretrukturyzować swoje myślenie, albo nie płodzić dzieci).
A skąd będziesz wiedziała, jakie są te błędne wzorce, jeśli uznasz, że dzieciństwo "było, minęło"? Po to jest to rozliczenie. Jak się czegoś nie zanalizuje, nie zlikwiduje złych wzorców, to niestety, prawdopodobnie nieświadomie się je przeniesie na swoje życie.
w lęku nie ma nic
czego trzeba by się bać

Awatar użytkownika
azetka
Posty: 388
Rejestracja: niedziela, 10 stycznia 2010, 21:25
Enneatyp: Mediator

Re: Praca z wewnętrznym dzieckiem

#10 Post autor: azetka » czwartek, 21 października 2010, 20:07

Rinn pisze: A skąd będziesz wiedziała, jakie są te błędne wzorce, jeśli uznasz, że dzieciństwo "było, minęło"?
Ale przecież analiza wzorców, a przed wszystkim ich zmiana (właśnie to miałam na myśli pisząc o zrestrukturyzowaniu myślenia) i uznanie, że przeszłości nie da się zmienić i lepiej dać spokój rozpamiętywaniu win się nie wykluczają (tzn, tak mi się wydaje, bo jak to napisałam to już nie jestem tego taka pewna :P). O ile nie posiadamy młodszego rodzeństwa o jeszcze nieukształtowanej psychice, to wypomnienie rodzicom dawnych błędów wychowawczych nie przyniesie żadnych pozytywnych skutków.
Co do poprzedniej części posta, to fakt, dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane... ale wydaje mi się, że dla wspomnianego architekta świadomość, że - pośrednio - zamordował ludzi, jest wystarczającą karą. Karma zawsze wróci.
Jakiś fajny podpis.

Awatar użytkownika
Kapar
VIP
VIP
Posty: 2333
Rejestracja: czwartek, 21 sierpnia 2008, 13:15
Enneatyp: Szef
Lokalizacja: DownUnder
Kontakt:

Re: Praca z wewnętrznym dzieckiem

#11 Post autor: Kapar » piątek, 22 października 2010, 07:05

Rinn pisze: List się pisze po to, by uzyskać przeprosiny od rodziców, które nam się należą. By powiedzieć wprost rodzicom, jak nas skrzywdzili i już do tego nie wracać, ani w relacji z nimi, ani tym bardziej w relacjach z innymi ludźmi, na których często te negatywne emocje i krzywdy rozładowujemy. To nie jest przenoszenie winy NA rodziców, tylko właśnie skierowanie wyrzutów pod właściwy adres. Bo przecież nie obwiniamy ich za to, czego nie zrobili, co nie należało do ich obowiązków? Właśnie nasze subiektywne odczucia są tu bardzo ważne, bo to te subiektywne odczucia potem sprawiają, że funkcjonujemy tak, a nie inaczej, zostawiają w nas ślad.
Ja zgadzam sie z azetka i mysle, ze nie trzeba wcale kierowac niczego do rodzicow. Mozna je do nich skierowac w liscie, ktory nigdy nie ujrzy swiatla dziennego, zeby sobie samemu uswiadomic co nam na watrobie lezy.
Uwazam, ze jest pewna doza subiektywizmu i obiektywizmu. Z wlasnej historii wiem, ze wiele moich pretensji bylo bez uwzglednienia sytuacji w jakiej byli moi rodziciele i dopiero jak doroslem to zrozumialem ich decyzje czy zachowania. Nie to, ze sie jakos lepiej poczulem czy znalazlem usprawiedliwienie ale wyszedlem poza tylko swoja skorupke, z sktorej nie wszystko bylo widac. Dziecko nie wie o wszystkim co sie dzieje wokol, problemach finansowych, zdradzaniu jednego z rodzicow, wszystkich awanturach, historii swojego poczecia (czy np byla to wpadka), czy dziecko bylo adoptowane - mozna by wymieniac wiecej (jesli dziecko czesc z tych rzeczy wie i jest ich swiadoma to tylko gorzej dla malego dziecka wg mnie).
Rinn pisze:To tak, jak oceniać pracownika z wykonanej przez niego pracy. Rodzic też wykonuje pewną pracę. Wiadomo, że coś może nie wyjść z powodów obiektywnych, ale też dużo zależy od wysiłku włożonego w to, by poszło dobrze oraz w to, by pokonać zaistniałe trudności. Jeśli architekt projektuje most i "chce dobrze", ale nie włoży w to wystarczająco dużo wysiłku, to schrzani i źle zbudowany most się zawali, zabijając niewinnych ludzi. I niestety, ale za przeproszeniem może się podetrzeć swoimi dobrymi chęciami. Tak samo z wychowaniem dziecka.
Wlasnie to dobrze ujmuje podklad twojego ogolnego podejscia. Ja sie z tym porownaniem do pracy zupelnie nie zgadzam. Dziecko nie powinno rozliczac w podobny sposob swoich rodzicow. Rozliczenie jest tu bardzo zlym slowem. O rozliczaniu z rodzicielstwa moze bedzie mozna mowic jak sie samemu przez takie cos przejdzie a inaczej to skad wziac wiedze, jak to wszystko powinno bylo wygladac? Dziecko "zaslepione" przez krzywdy moze tylko teoretyzowac na temat win i patrzec przez pryzmat win. A to nie jest wg mnie zdrowe. Takie arbitralne podejscie, mozna by rzec, nie przyblizy nikogo (rodzicow) do zrozumienia swoich problemow. Ani wcale nie przyblizy doroslego dziecka do odnalezienia swojego wewnetrznego dziecka.
Wg mnie dobra jest doza dystansu i pozwolenia swoim subiektywnym odczuciom pozostania subiektywnymi.
Kazdy moze wiedziec we wlasnym zakresie co nam sie nie podobalo w dziecinstwie: faworyzowania brata lub siostry, wysmiewanie czy inne. Ale to nic nie zmienia, bo liczy sie tylko to co z wnioskami stanie sie w przyszlosci. Wg mnie kluczowe jest skupienie sie na tym jak to poprawic by tych bledow nie powtarzac czy nie wchodzic w niezdrowe rodzinne schematy. Wiec po jakims uswiadomieniu sobie sytuacji rodzinnej nie ma wg mnie tego co rozgrzebywac. Tracic energie na resentymenty, nie. Skupic sie na sobie tylko i wylacznie. Bo zmiana tak czy inaczej musi zajsc wewnatrz i wyeliminowanie tych rysow na dziececej duszy nie wymarze zadne przepraszam (co nie znaczy, ze przepraszam jest zle czy niepotrzebne - nie jest kluczowe i nie na tym powinno sie polegac).

Mi to do niczego nie bylo potrzebne bo ja swoje wiem. I za siebie wiem lepiej 8)
Możemy pogadać tu https://t.me/joinchat/aHxHU7go8yQ4MmRl

Odnajdziesz mnie na rozstajach dróg. Sprawcy podobno wracają
po śladach swych, a gdy wrócisz tu, gdzie czas w zdumieniu przystanął
to nie mów nic. Już nie ty, nie ja. Inna już rzeka tam płynie.

Awatar użytkownika
Grin_land
Posty: 2459
Rejestracja: niedziela, 31 maja 2009, 15:51
Enneatyp: Mediator
Lokalizacja: tryb koczowniczy

Re: Praca z wewnętrznym dzieckiem

#12 Post autor: Grin_land » piątek, 22 października 2010, 12:29

To ja dorzucę swoje stanowisko- wydaje mi się że zbieżne w niektórych punktach z b_k.
Pisanie takiego listu być może (nie próbowałam) jest skuteczne, taka kumulacja złości i żalu, ale już pokazywanie go adresatom uznałabym za okrutne. Kiedyś nawet myślałam że człowiekowi potrzebna jest taka "prawda absolutna o sobie" znaczy ujrzenie swojego obrazu również w oczach innych- ale:
po 1 to nie byłby kompletny obraz, wszak nikt chyba nie ma skończenie złego obrazu własnych rodziców.
po 2 jest to dążenie do własnego dobrego samopoczucia po trupach innych.
Mam już na tyle dużo za sobą że wypomnienie mi wszystkich rzeczy którymi kiedyś zraniłam innych by mnie chyba dobiło. To nie to, że nie jestem ich świadoma (części na pewno nie) - chyba każdy mniej lub bardziej widzi czy czuje gdzie popełnia błędy wobec innych, ale większość z nas żywi nadzieję że ludzie nie odbierają tego tak mocno jak mogliby i bagatelizuje swoje winy. Teraz jeśli ja wiem że wypomnienie od koleżanki X wszystkich złych rzeczy które doświadczyła ode mnie, zwłaszcza bez zaznaczenia tych dobrych, byłoby dla mnie przytłaczające, o ile bardziej destrukcyjny musiałby być taki list dla naszych rodziców- od istot które kochali i przecież starali się dla nich o wszystko-we własnym zakresie.

Po przykładzie z własnej rodziny widzę, jak skuteczne bywa odcięcie się od trującego psychicznie rodzica, ale jak też jest bardzo dla niego bolesne. A gdyby dołączyć do tego litanię szkód wyrządzonych nieumyślnie, ta osoba na pewno by się załamała.
baby_kapar pisze:Uwazam, ze jest pewna doza subiektywizmu i obiektywizmu. Z wlasnej historii wiem, ze wiele moich pretensji bylo bez uwzglednienia sytuacji w jakiej byli moi rodziciele i dopiero jak doroslem to zrozumialem ich decyzje czy zachowania. Nie to, ze sie jakos lepiej poczulem czy znalazlem usprawiedliwienie ale wyszedlem poza tylko swoja skorupke, z sktorej nie wszystko bylo widac
Do tej pory często widzę, że coś co wydawaje mi się dziś niewłaściwym zachowaniem ze strony rodzica dwa dni później może mieć zupełnie inny wydźwięk. Z resztą będąc małym dzieckiem raczej rzadko miewałam żal- raczej miewałam dosyć niektórych zachowań Mamy, bo wierzyłam niezachwianie w to co mówiła- że ona wszystko robi dla mojego dobra. Teraz juz wiem że awantura o niepozmywane naczynia nie miała dokładnego przeniesienia na moje dobro, ale błąd dotykał przecież także mojej Mamy -nie dostrzegła w czas tego, ze jeśli powiedziałaby- "pozmywaj naczynia dla mnie-będzie mi wtedy łatwiej" - więcej by osiągnęła ;)
Jeśli już do czegoś mam pretensje to do tego, żeby zachowań wynikłych pośrednio z rodzaju wychowania jakim mnie obdarzyła nie piętnowała, tylko żebyśmy wspólnie starały się to zmienić. Podobnie ja myślę że głównym moim celem na tej płaszczyźnie jest zmiana niektórych nawyków mojej Mamy co do mnie- bo bardziej mnie irytuje to co niewłaściwie robi tu i teraz, niż to co robiła w przeszłości. Trudne to i nie obywa się bez nerwów, ale chyba się da- bo Mama już puka przed wejściem do mojego pokoju :D
IIIIIIIIIIIIIIIIIII
"infantyle najbardziej ojczą" R25
IIIIIIIIIIIIIIIIIII
Najmądrzejszy Post na Forum-dla 9
IIIIIIIIIIIIIIIIIII
"istnieje strasznie dużo nieaktywnej delikatności, która nie jest niczym innym jak lenistwem, niechęcią do wszelkich kłopotów, zamieszania czy wysiłku"

Awatar użytkownika
Rinn
VIP
VIP
Posty: 695
Rejestracja: sobota, 21 czerwca 2008, 21:12
Kontakt:

Re: Praca z wewnętrznym dzieckiem

#13 Post autor: Rinn » wtorek, 16 listopada 2010, 00:04

Utrata niewinności – czyli jak zabijamy Wewnętrzne Dziecko

Ludzie z natury są bardzo wrażliwi. Jesteśmy tak emocjonalni, ponieważ wszystko odbieramy poprzez na­sze emocje. Emocje są jak radio, które można nastroić na odbiór pewnych częstotliwości. Naturalną częstotli­wością istot ludzkich przed udomowieniem jest radość życia i chęć jego poznawania. Jesteśmy nastrojeni na mi­łość. Jako dzieci nie znamy definicji miłości jako pojęcia abstrakcyjnego. Po prostu kochamy, bo tacy jesteśmy.

W ciało emocjonalne wbudowany jest system alar­mowy, który powiadamia nas, gdy coś idzie źle. To samo jest z ciałem fizycznym. Ma ono system alarmo­wy, który ostrzega, że coś się w nim psuje. Nazywamy to bólem. Ból oznacza, że coś złego dzieje się z na­szym ciałem, o które powinniśmy dbać. Systemem alarmowym dla emocji jest lęk. Jeśli się boimy, to znaczy, że coś jest nie tak – może nawet zagraża nam niebezpieczeństwo utraty życia.

Jako dzieci nie znamy definicji miłości jako pojęcia abstrakcyjnego. Po prostu kochamy, bo tacy jesteśmy.

Człowiek odbiera emocje nie za pośrednictwem wzroku, ale poprzez ciało emocjonalne. Dzieci po prostu odczuwają emocje, a ich świeży umysł ani ich nie interpretuje, ani nie podważa.

To dlatego dzieci akceptują pewnych ludzi i odrzucają innych. Kiedy nie są kogoś pewne, odrzucają go, ponieważ wyczu­wają emocje, które ta osoba wysyła. Dzieci łatwo od­gadują, że ktoś jest zdenerwowany, zły. System alar­mowy dziecka wytwarza pewną dozę lęku, który ostrze­ga: „Nie zbliżaj się!” – dzieci poddają się temu in­stynktowi i nie podchodzą.

Uczymy się emocji zgodnie z atmosferą panującą w naszym domu i naszymi indywidualnymi reakcja­mi. Dlatego brat i siostra wychowani w tym samym domu reagują różnie. Każde z nich inaczej uczy się bronić i przystosowywać do najprzeróżniejszych sy­tuacji. Kiedy nasi rodzice nieustannie walczą, kiedy w domu panuje dysharmonia, brak szacunku i kłam­stwo, uczymy się emocjonalnych sposobów upodob­niania się do nich. Nawet jeśli mówią nam, żeby ich nie naśladować i nie kłamać, emocjonalna energia naszych rodziców, całej naszej rodziny, zmusza nas do odbierania świata w bardzo podobny sposób.Energia emocjonalna, jaka panuje w rodzinie, na­straja nasze emocje na swoją częstotliwość. Emocje stopniowo zmieniają ton i nie jest to już ton nor­malny dla człowieka. Zaczynamy bawić się w gry dorosłych, gry zewnętrznego Snu i w końcu przegry­wamy. Przegrywamy, bezpowrotnie tracąc niewin­ność, wolność, szczęście i zdolność do miłości. Zmuszono nas, żebyśmy się zmienili, i teraz zaczę­liśmy widzieć inny świat, inną rzeczywistość: rzeczy­wistość niesprawiedliwości, emocjonalnego bólu i emocjonalnej trucizny. Witajcie w piekle! – pie­kle, które ludzie tworzą sami dla siebie, które jest Snem Planety. Wchodzimy do tego piekła, choć nie jest to nasz osobisty wynalazek. Istniało długo przed naszymi narodzinami.

Obserwując dzieci, zobaczymy, w jaki sposób ule­ga zniszczeniu prawdziwa miłość i wolność. Wyobraź­my sobie dwu- lub trzyletnie dziecko bawiące się i biegające po parku. Jest przy nim mama. Bacznie obserwuje i boi się, aby dziecko nie upadło i nie zrobiło sobie krzywdy. W pewnym momencie chce je powstrzymać, a dziecko myśli, że mama się z nim bawi. Ucieka więc od niej jeszcze szybciej. Po ulicy przylegającej do parku mkną samochody, co wpra­wia matkę w jeszcze większe przerażenie. W końcu łapie dziecko. Ono spodziewa się, że matka będzie się z nim bawić, a tymczasem dostaje klapsa. To jest szok. Szczęście dziecka było wyrazem miłości płyną­cej z jego wnętrza. Nie rozumie, dlaczego matka tak zareagowała. W ten sposób krok po kroku niszczo­na jest w nim miłość. Dziecko nie zna słów, ale i tak całym sobą pyta pełne wyrzutu – „Dlaczego?”

Bieganie, zabawa, są wyrazami miłości. Miłość prze­staje jednak być bezpieczna, przecież rodzice karzą cię, kiedy ją wyrażasz. Stawiają cię do kąta, zabraniają robić to, na co miałbyś ochotę. Mówią ci, że jesteś złym chłopcem albo niegrzeczną dziewczynką… to jest przygnębiające, to jest kara.

W systemie nagród i kar istnieje poczucie spra­wiedliwości i niesprawiedliwości, tego, co jest w porządku i tego, co w porządku nie jest. Poczucie nie­sprawiedliwości jest jak nóż, który zadaje emocjonal­ne rany, a ranę może jeszcze dodatkowo zakazić emo­cjonalna trucizna. Dlaczego tak się dzieje? Popatrzmy na inny przykład.

Wyobraź sobie, że masz dwa lub trzy lata. Jesteś szczęśliwy, bawisz się, odkrywasz świat. Nie jesteś świa­dom tego, co dobre, a co złe, co jest słuszne, co na­leży robić, dlatego że jeszcze nie zostałeś udomowiony. Bawisz się w pokoju wszystkim, co cię otacza. Nie masz żadnych złych zamiarów, nie próbujesz niczego popsuć, ale bawisz się gitarą taty. Dla ciebie to za­bawka taka jak inne, absolutnie nie próbujesz zaszko­dzić ojcu ani go zranić. Ale tata ma jeden z tych dni, kiedy jest poirytowany. Ma problemy w firmie. Wcho­dzi do pokoju i widzi, że bawisz się jego rzeczami! Natychmiast wybucha, chwyta cię i spuszcza lanie.

Z twojego punktu widzenia jest to niesprawiedli­wość. To on przyszedł zdenerwowany, wyładował na tobie złość, zranił. Był kimś, komu bezgranicznie ufa­łeś. Przecież jest twoim ojcem, kimś, kto zazwyczaj cię broni, pozwala ci się bawić i pozwala być sobą. Teraz stało się coś niepojętego. Poczucie niespra­wiedliwości jest jak ból serca. Zostałeś dotknięty, to boli, sprawia, że płaczesz. Płaczesz nie dlatego, że dostałeś klapsa. Nie chodzi o przemoc fizyczną, nie to cię zraniło, przemoc emocjonalna jest, jak czujesz, niesprawiedliwa. Przecież ty nic nie zrobiłeś!

Poczucie krzywdy otwiera ranę w twoim umyśle. Twoje emocje zostały zranione i w tym momencie straciłeś jakąś cząstkę swej niewinności. Nauczyłeś się, że nie zawsze możesz ufać ojcu. Nawet jeśli twój umysł jeszcze tego nie wie, bo jeszcze nie potrafi analizo­wać, ale już rozumie. „Nie wolno mu ufać!” Twoje emocje mówią ci, że są sytuacje, kiedy nie wolno ufać, i mówią ci też, że to się może powtarzać.

Twoją reakcją może być lęk, złość, nieśmiałość lub po prostu płacz. Tak czy inaczej reakcja jest już emo­cjonalną trucizną, ponieważ normalną reakcją przed udomowieniem jest chęć odwetu – twój tata dał ci klapsa, a ty masz ochotę mu oddać. Oddajesz mu albo tylko podnosisz rękę, żeby to zrobić, a to spra­wia, że ojciec gniewa się na ciebie jeszcze bardziej. Większa złość oznacza większą karę. Teraz wiesz, że gotów jest cię skrzywdzić. Boisz się, ale już się nie bronisz, bo wiesz, że to tylko pogorszy twoją sytuację.

Wciąż nie rozumiesz dlaczego, ale wiesz, że twój ojciec zdolny jest do wszystkiego. To otwiera piekącą ranę. Przedtem twój umysł był absolutnie zdrowy, a ty byłeś niewinny i ufny. Potem rozważny umysł próbuje zrobić coś z tym doświadczeniem. Uczysz się re­agować w określony, twój własny, indywidualny spo­sób. Zatrzymujesz emocje w sobie, a to zmienia twój sposób życia. Teraz coraz częściej będą się powtarzać podobne doświadczenia - niesprawiedliwość ze stro­ny mamy, taty, braci, sióstr, wujków i ciotek, szkoły, społeczeństwa, każdego. Z każdym nowym lękiem uczysz się samoobrony, ale już nie takiej, jaką posługiwaleś się przed udomowieniem, kiedy umiałeś bro­nić się, nie przerywając zabawy.

Ponadto zranieniu towarzyszy coś, co z początku nie stanowi zbyt wielkiego problemu – emocjonalna trucizna. Z czasem kumuluje się i nasz umysł podej­muje z nią swoistą grę. Powoli zaczynamy bać się przyszłości, bo zachowaliśmy wspomnienie trucizny i nie chcemy, żeby to, co niemiłe, powtórzyło się.

Pamiętamy także akceptację, kiedy tata i mama byli dla nas dobrzy i żyliśmy w harmonii. Pragniemy harmonii, ale nie potrafimy jej stworzyć. Ponieważ żyjemy w świecie własnej percepcji, sądzimy, że wszystko, co dzieje się wokół nas, dzieje się przez nas. Wierzymy, że mama i tata walczą ze sobą z naszego powodu, na­wet jeśli nie ma to z nami nic wspólnego.

Z każdym dniem tracimy niewinność.

Gromadzi­my urazy i już nie przebaczamy.

Z czasem wszystkie najdrobniejsze nawet zdarzenia i ich konsekwencje uświadamiają nam, że nie jest bezpiecznie być kimś, kim jesteśmy naprawdę. Z każdym tak jest. Poszcze­gólni ludzie różnią się tylko intensywnością odczuć, która zależy od indywidualnej inteligencji, poziomu wykształcenia i wielu innych rzeczy. Jeśli masz szczę­ście, udomowienie nie jest zbyt silne. Ale jeśli masz pecha, udomowienie może być tak silne, a rany tak głębokie, że nawet nie będziesz miał odwagi mówić. Będziesz się tłumaczył: „Jestem nieśmiały”, a tymcza­sem nieśmiałość jest lękiem przed otwartym wyraża­niem swojej osobowości. Możesz wierzyć, że nie po­trafisz tańczyć lub śpiewać, jednak wszystkie niemoż­ności biorą się z tłumienia normalnego ludzkiego instynktu okazywania miłości.


fragment z : Ruiz Don Miguel – Ścieżka Miłości. Sztuka budowania związków
w lęku nie ma nic
czego trzeba by się bać

Awatar użytkownika
Kapar
VIP
VIP
Posty: 2333
Rejestracja: czwartek, 21 sierpnia 2008, 13:15
Enneatyp: Szef
Lokalizacja: DownUnder
Kontakt:

Re: Praca z wewnętrznym dzieckiem

#14 Post autor: Kapar » wtorek, 30 listopada 2010, 13:31

baby_kapar pisze: Wg mnie dobra jest doza dystansu i pozwolenia swoim subiektywnym odczuciom pozostania subiektywnymi.
Kazdy moze wiedziec we wlasnym zakresie co nam sie nie podobalo w dziecinstwie: faworyzowania brata lub siostry, wysmiewanie czy inne. Ale to nic nie zmienia, bo liczy sie tylko to co z wnioskami stanie sie w przyszlosci. Wg mnie kluczowe jest skupienie sie na tym jak to poprawic by tych bledow nie powtarzac czy nie wchodzic w niezdrowe rodzinne schematy. Wiec po jakims uswiadomieniu sobie sytuacji rodzinnej nie ma wg mnie tego co rozgrzebywac. Tracic energie na resentymenty, nie. Skupic sie na sobie tylko i wylacznie. Bo zmiana tak czy inaczej musi zajsc wewnatrz i wyeliminowanie tych rysow na dziececej duszy nie wymarze zadne przepraszam (co nie znaczy, ze przepraszam jest zle czy niepotrzebne - nie jest kluczowe i nie na tym powinno sie polegac).
Znalazlem pewne uzupelnienie do tego co napisalem wczesniej jesli chodzi o rozliczanie sie z przeszloscia jako sposob na prace z wewnetrznym dzieckiem
Anthony de Mello pisze: Złudzenie
- Jak mógłbym osiągnąć życie wieczne?
- Życie wieczne jest teraz.
Wejdź w teraźniejszość.
- Ależ czyja nie jestem obecny w teraźniejszości?
Nie.
- Dlaczego?
Dlatego że nie zerwałeś z twoją przeszłością.
- Dlaczego miałbym się rozstawać z moją przeszłością? Nie wszystko
w niej było złe.
- Z przeszłością należy się rozstać nie dlatego, że była zła, lecz
dlatego, że jest martwa.
Omijajac zycie wieczne a traktujac te przypowiesc jako pytanie o droge do wlasnego rozwoju (dla niektorych osiagniecie zycia wiecznego) ma to sens.
Możemy pogadać tu https://t.me/joinchat/aHxHU7go8yQ4MmRl

Odnajdziesz mnie na rozstajach dróg. Sprawcy podobno wracają
po śladach swych, a gdy wrócisz tu, gdzie czas w zdumieniu przystanął
to nie mów nic. Już nie ty, nie ja. Inna już rzeka tam płynie.

ODPOWIEDZ