Syndrom zbawiciela a balans w działaniu

Dyskusje na temat typu 1
Wiadomość
Autor
yusti
Posty: 4664
Rejestracja: niedziela, 22 października 2006, 17:54
Enneatyp: Perfekcjonista

Syndrom zbawiciela a balans w działaniu

#1 Post autor: yusti » poniedziałek, 27 lutego 2012, 15:58

Jedną trzecią szczęścia tworzy posiadanie czegoś do zrobienia. W teorii jednak Jedynka jest uznawana za typ zbyt wcześnie wkraczający w dorosłość, za bardzo przejmujący na siebie obowiązki, zbyt starający się o poprawność, obciążony zadaniami do możliwie idealnego wypełnienia. Poza tym typ Jeden najczęściej ma silne konotacje z Dwójką, skrzydło a jak nie skrzydło, to przynajmniej oboczność. To powoduje, że nietrudno nazwać Jedynkę Etykiem/Moralistą/posiadaczem Fi bazowego czy co najmniej silnie cenionego. Zorientowanie na ludzi, sumienna pomoc im, proste praktyczne trzymające się realiów i reguł koegzystencji podejście czyni z Jedynki swego rodzaju Mesjasza, Zbawcę.
Droga Rozwoju Jedynki wiedzie przez cierpliwość i pogodę ducha do doskonałości w staniu się Przewodnikiem, Inspiratorem, Motywatorem, Kierunkowskazem innych.
Z Jednej strony czujemy się spełnieni zaprowadzając ład, z drugiej - każdą powinność traktujemy jako przykry stresujący obowiązek, oddalając się od jej wypełnienia.

Jak znajdujecie złoty środek w działaniu? Kiedy nadmiernie się angażujecie, a kiedy zbytnio wycofujecie, chcą uniknąć popełniania błędów? Czy często wyręczacie innych, przyjmujecie za nich odpowiedzialność, choć nikt was nie prosił o pomoc? i odwrotnie - postawieni przed wymaganiami, oczekiwaniami unikacie działania? Czy znaleźliście optimum w działaniu pomiędzy tym co obiektywnie należy, a tym co tylko wam się wydaje, że trzeba/powinno się? Czy nie odczuwacie poczucia winy, gdy nie wykazujecie wystarczających starań w jakimś działaniu? Czy pozwalacie sobie na odmowę i niezaangażowanie? Czy łatwo przekazujecie obowiązki innym (na studiach z ekonomii nauczyłam się, że system najlepiej będzie działał, gdy zadania są podzielone, oddelegowane, a nie dzierżone w jednych rękach. Że trzeba wyznaczać pomocników, podwładnych i dzielić się odpowiedzialnością, bo inaczej nie będzie rozwoju), pozwalacie sobie na niekontrolowanie wszystkiego samemu?



Awatar użytkownika
Venus w Raku
VIP
VIP
Posty: 1058
Rejestracja: środa, 23 września 2009, 10:08
Enneatyp: Perfekcjonista

Re: Syndrom zbawiciela a balans w działaniu

#2 Post autor: Venus w Raku » piątek, 2 marca 2012, 10:11

Myślałam sobie kilka dni temu, że u mnie obawa przed popełnieniem błędu jest duża. Patrzę na forum, a yusti pomyślała dokładnie o tym samym i założyła o tym temat.

To właśnie obawa, aby nie popełnić błędu powoduje tą drobiazgowość i babranie się w szczegółach. Ale w sumie chyba chodzi o to, aby otrzymać akceptację od innych za to, że jest się kimś uważnym i skrupulatnym, co baby_kapar niejednokrotnie sugeruje na podforum Jedynek. Jak słyszę, "Ale ci się to, czy tamto udało", to normalnie duma mnie rozpiera. Jestem szczęśliwa i zmotywowana, aby robić więcej i lepiej. Oczywiście, jest niemożliwe, aby zadowolić zawsze wszystkich. Np. zapraszam kolegę na obiad i staram się, aby obiad był wyśmienity, bo niejednokrotnie słyszałam od niego, że u mnie można zjeść znacznie lepiej niż w restauracji, a on jest smakosz i lubi dobre jedzenie. Więc jak ten kolega ma przyjść na obiad, to wymyślam nietypowe jedzenie. Staram się dodatkowo, aby go zadowolić. I raptem słyszę, że wszystko jest dobre, ale brukselka za twarda. Jest mi momentalnie przykro i robię mentalną uwagę do siebie, aby następnym razem unikać brukselki w jego towarzystwie. Chociaż osobiście bardzo lubię to warzywo.

Delegowanie obowiązków przychodzi bardzo trudno. W sumie Jedynka, to nie jest dobry materiał na stanowisko kierownicze. Psychicznie jest jej ciężko. Nie wiem nawet z czego to wynika, bo przecież chcę, aby druga osoba miała swój udział i mi pomogła w tzw. "dźwiganiu ciężarów". Samemu przecież nie można wszystkiego zrobić, ale to poczucie wstydu/winy, że ktoś pracuje a ja się obijam jest nie do zniesienia. Mój mąż ma w pracy kierownika Jedynkę. I jak mąż siedzi godzinę dłużej, to Jedynka też zostaje dłużej. Nie dlatego, żeby go pilnować, bo Siódemek nie uważa, że jego kierownik zniewala go w jakiś sposób, ale bardziej jest to związane z moralnym poparciem, że jak pracownik zostaje po godzinach, to kierownik nie ma prawa wyjść wcześniej do domu.

Rozumiem pojęcie odpuszczania sobie, ale co z tego jak mam nieodpartą potrzebę, aby zadowalać innych i im astystować, i to niestety nie odbywa się w dwójkowy sposób, gdzie druga osoba ewentualnie czuje się kochana i akceptowana, ale w jedynkowy suchy i bezosobowy, bo w danym momencie właściwą rzeczą do zrobienia jest to lub tamto.

A w środku są uczucia i potrzeba ciepła, i bliskości, i wygadania się, ale Jedynka chyba nie bardzo wierzy, że sobie na to zasłużyła, o ile nie okaże się super osobą pod każdym względem. Oczywiście, jest niemożliwe być super człowiekiem, a więc jednocześnie nie zasługuje się na te przyjemne uczucia. Intelektualnie wiem, że mam do tego prawo, ale ile razy się rozluźnię, przestaję się kontrolować, lub sobie odpuszczę, lub wyrażę swoją wolę, to wokół mnie następuje piekło, bo okazuje się, że wygrywa ten kto ma większe ego, kto domaga się spełnienia własnych potrzeb i paragnień, kto głośniej krzyczy, kto lepiej manipuluje innymi i ich zniewala. Jedynka nie jest dobra w żadnej z tych rzeczy. Pozostaje jej tylko opuścić głowę i z nosem przy ziemi pracować ciężko na to, co inni uważają, że im się automatycznie należy od innych i od życia.

Kiedyś pewna Dwójka powiedziała mi, że chce, abym podniosła głowę i ona mi w tym pomoże. Dwójki są pod tym względem bystre, bo zauważają momentalnie, co komu brakuje. Dwójki są pod tym względem bystre, bo zauważają momentalnie, co komu brakuje lub jakie dana osoba ma potrzeby. Dałam mu z siebie więcej niż komukolwiek i kiedykolwiek w życiu, ale na koniec wyszło z tego tylko tyle, że jestem złą osobą, która niszczy jego życie i nie zasługuję na nic, bo on musi chronić przede wszystkim siebie i dbać o własne interesy. Nikt nie kocha Jedynki i nikt jej nie akceptuje , to my musiałyśmy uważać, co inni od nas chcą, ale nigdy vice versa. Tak właśnie powstaje Jedynka. Za małe ego, ale za duże poczucie wstydu i winy, i odpowiedzialności za czyny innych ludzi. Chce wprowadzić chociaż trochę porządku w chaos, który jest wokół niej, a którego nie da się uniknąć. Idzie przeciwko drugiemu prawu termodynamiki i chce obniżyć entropię układu, w którym się znajduje, czyli zahamować procesy rozpadowe/spontaniczne. Ale w przyrodzie wszystko dąży do wzrostu entropii, czyli spontanicznego rozpadu i bezwładnego ruchu cząstek materii. Kulminacyjnym aktem w życiu każdego oragnizmu jest śmierć i związany z tym rozpad materii, a więc osiągnięcie maksymalnej entropii, a zatem maksymalnej spontaniczności układu. Próbując uporządkować chaos i uciekając od spontaniczności Jedynka w istocie propaguje i podtrzymuje życie.

Dla mnie jest to wniosek bardzo optymistyczny i przemawia za tym, że funkcją Jedynki jest wspieranie życia własnego i innych. I nawet nie mam już potrzeby egzekwowania własnej spontaniczności, co proponuje mi Enneagram, czy psychologia, bo jestem strażnikiem zachowania życia, a nie propagatorem śmierci. Pomyślcie sobie ludzie moje kochane, że najbardziej spontanicznym aktem w życiu jest śmierć, a Jedynka przy waszej dezaprobacie stara się was od tego powtrzymać. Jak jej się to nie udaje, to wtedy ponosi całkowitą porażkę i zapada się w sobie.

Zdaję sobie sprawę, że mam sztywną osobowość, jestem "nawiedzona" i często racjonalizuję, aby sobie ulżyć jak doświadczam niepowodzeń w życiu i dezaprobaty od innych, ale w sumie lubię siebie za to kim jestem. Sądzę, że jest we mnie jakiś podstawowe poczucie własnej wartości, ale wymogi otoczenia, czy ideologi, czy obecnej kultury ekonomiczno-politycznej wymagją ode mnie, abym była narcystyczna i generalnie była człowiekiem, który może wszystko i nieczego się nie obawia. Mój Siódemek to potrafi, bo strasznie mu zależy, aby mało robić i dawać z siebie innym jako ludzka istota, ale potwornie chce, żeby inni uważali go za super człowieka, a ja wiem, że tego nie osiągnę, a więc nawet nie mam ochoty, aby dorównywać nieludzkim standardom.
1w9, 6w5, sp/sx

yusti
Posty: 4664
Rejestracja: niedziela, 22 października 2006, 17:54
Enneatyp: Perfekcjonista

Re: Syndrom zbawiciela a balans w działaniu

#3 Post autor: yusti » piątek, 2 marca 2012, 15:01

Venus w Raku pisze:Myślałam sobie kilka dni temu, że u mnie obawa przed popełnieniem błędu jest duża. Patrzę na forum, a yusti pomyślała dokładnie o tym samym i założyła o tym temat.
Trudno żeby nie była jak najważniejsze osoby dla nas, osoby o których uwagę i miłość zabiegałyśmy, ciągle były z nas niezadowolone i nad upodlały wyzwiskami... Cokolwiek nie zrobisz - jesteś zła. Jak tylko chcesz zrobić, to też "zwariowałaś". To już nawet nie ma co wierzyć w cud motywacji, marzyć o byciu docenianym i dopingowanym. Tu wystarczyłoby zwykłe nieruganie... nieszkodzenie.
Z jednej strony ciągłe wtłaczanie ile to musisz i powinnaś, z drugiej czego nie zrobisz to źle i fatalnie i niewłaściwie.

To właśnie obawa, aby nie popełnić błędu powoduje tą drobiazgowość i babranie się w szczegółach. Ale w sumie chyba chodzi o to, aby otrzymać akceptację od innych za to, że jest się kimś uważnym i skrupulatnym, co baby_kapar niejednokrotnie sugeruje na podforum Jedynek.
Bycie uważnym i skrupulatnym to efekt uboczny nerwicy spowodowanej wieczną krytyką nas. Nie ma się czym cieszyć. Kapar się myli.


Historia o brukselce: O TAK! Absolutnie TAK! I tu właśnie trzeba by było znaleźć balans, czyli cieszyć się z wykonania zadania w 80% a pozwolić sobie na brak idealnosci w 20%. Poza tym to, że dla Y brukselka była za twarda nie znaczy, że ty "jesteś złą kucharką i złą brukselkę robisz", tylko może, że Y ma za słabe zęby, boi się je ułamać, albo lubi dziamdziać papkę zamiast agresywnie jak ją gryźć, albo przywykł do miękkiej i setka innych powodów. Bez sensu skupiamy się na krytyce, zamiast cieszyć się znakomitością w jej braku (wszystko poza brukselką było cudne!). Trochę tez może tę krytykę wyolbrzymiamy, poczytujemy jako atak na siebie samych.
Delegowanie obowiązków przychodzi bardzo trudno. (...) jak pracownik zostaje po godzinach, to kierownik nie ma prawa wyjść wcześniej do domu.
O tak. japoński wzorzec. Kilka lat temu w LO na j. niem. czytałam tekst o pracownikach Japonii i tam "nie wyjdziesz do domu jeśli kolega jeszcze został w robocie" i nocują na kanapie w robocie i przepracowują się na śmierć. Japonia - Jedynkowo.
A w środku są uczucia i potrzeba ciepła, i bliskości, i wygadania się, ale Jedynka chyba nie bardzo wierzy, że sobie na to zasłużyła, o ile nie okaże się super osobą pod każdym względem. wygrywa ten kto ma większe ego, kto domaga się spełnienia własnych potrzeb i pragnień, kto głośniej krzyczy, kto lepiej manipuluje innymi i ich zniewala.
Nie wiem czy Jedynka nie wierzy ze na to zasłużyła. Raczej jest tak, ze nie ma na to warunków... Oczekuje się od niej zgoła odmiennej postawy.
O TAK! Bo inni mają większe prawa. Ich pragnienia są właściwsze. Nam przyszło pełnić role ustępujących, tych mądrzejszych. Bo ktoś musi słuchać, by ktoś czuł się adorowany. Jakimś dziwnym trafem oczekuje się od nas, ze nie będziemy okazywać swoich potrzeb, tylko zaspokajać pokornie cudze, bo ktoś musi. Po prostu musisz mieć warunki by coś zrobić. Jak chcesz się otworzyć a zaczynają się pretensje, ze bredzisz, marudzisz, męczysz... Ale jak chcą się wygadać, to zawsze przylecą do Ciebie właśnie. To działa jednak jednostronnie. Jakbyś ty nie miała tych samych praw. Bo ktoś musi służyć, by ktoś mógł rozkazywać i się Bosko mieć.
Nikt nie kocha Jedynki i nikt jej nie akceptuje , to my musiałyśmy uważać, co inni od nas chcą, ale nigdy vice versa.
O tak! w takich chwilach mam mentalny o.. dlot. DOKŁADNIE TAK> To jest układ jednostronny. Niepartnerski, egalitarny. Ty nie masz swoich praw, meczysz jak zaczynasz się ich domagać. I przez swoje pragnienia to TY jesteś zła.
Tak właśnie powstaje Jedynka. Za małe ego, ale za duże poczucie wstydu i winy, i odpowiedzialności za czyny innych ludzi.
Ktoś nam to ego zamordował. ktoś nam te poczucia podarował. To są lata braku akceptacji, tłamszenia, karcenia za bycie. Wieczne niezadowolenie choć się na rzęsach staje najmocniej jak się umie.
Dla mnie jest to wniosek bardzo optymistyczny i przemawia za tym, że funkcją Jedynki jest wspieranie życia własnego i innych.
Niby enneagram mówi, ze Fetorem Jedynki jest staranie się, złe jest działanie. Że trzeba sobie odpuścić, zrelaksować się. Ty jednak jak i ja dobrze wiesz, jak negatywne skutki niesie wyluzowanie. Obie też dobrze wiemy jak czujemy się spełnione, działając i dając zadowolenie innym. Jeśli coś nikomu nie szkodzi, a wprowadza tyle dobra, to nie może być złe. Poczucie samorealizacji jest piękne, daje sens życiu. Nie ma nic złego w spełnianiu siebie poprzez dawanie innym przyjemności. Nie widzę w zaprzestaniu działań żadnych pozytywów, a nawet widzę same pejoratywy. Może wiec chodzi tylko o to, by doceniać się samemu za te 80% wykonanego zadania a nie rugasz za rzekome 20% niedoskonałości? I w tym byłby złoty środek, ale jednak przy zachowaniu ciągłej kontroli, zadaniowosci, pracy i oddania? Moze chodzi o to, by częściej pozwolić sobie na robienie rzeczy, których nikt od nas nie wymaga, na które same mamy ochotę i nie są praktyczne, przez nikogo pożądane, ale nam służą? I pozwalać sobie na odmawianie niańczenia innych. Na przejęcie odpowiedzialnosci za innych ludzi przez nich samych. Na nieprzyjmowaniu wszystkie do siebie i na siebie. Na pozwoleniu sobie, daniu sobie praw jak inni, do swoich pragnień i realizowania potrzeb. Partnerstwa, a nie nacisku na samowystarczalność. Moze trzeba przyznać sobie prawo do wzajemności, domagać się równych praw, a nie pielęgnować rozczarowanie czy nakazywać sobie większą samokrytykę. Wspieranie innych ale zdrowe, czyli z miejscem na pozwolenie na wspieranie NAS. Na wzajemność, partnerstwo.
Mój Siódemek to potrafi, bo strasznie mu zależy, aby mało robić i dawać z siebie innym jako ludzka istota, ale potwornie chce, żeby inni uważali go za super człowieka, a ja wiem, że tego nie osiągnę, a więc nawet nie mam ochoty, aby dorównywać nieludzkim standardom.
Bo Jedynka nie jest popularna. jest prosta, szczera, prawdziwa, godna zaufania. Nie jest medialna, publiczna, afiszowa. Jets zakulisowo cicha i wartościowa. To niejawna przyprawa dodająca smaku a nie samo okazałe danie główne.

Po prostu szukam złotego środka w działaniu. Kiedy mam prawo zadbać o swoje potrzeby i pragnienia a kiedy to jest wykorzystywaniem innych. Kiedyś działam dla dobra innych, bo uważam ze to słuszne i ważne i warte zaangażowania, a kiedy robię to tylko dlatego ze inni mnie naciskają, tego ode mnie oczekują. Czy dbam o zdrowy egoizm. Czy intensywność dbania o innych jest równa intensywności realizowania siebie i swoich pragnień?! Chcę ustalić priorytety między Matką-Teresa a wykorzystującą wyrachowaną suką. Nie zgadzam się z tym, ze samo działanie jest złe. Dbanie o doskonałość niewłaściwe. Enneagram wyrządza nam tu duża krzywdę. Ważne żeby nie popadać w skrajność, bo nabawimy się tylko nerwicy. Ale myślę, ze Enneagram obarcza nas dodatkowymi powinnościami i poczuciami winy/wstydu za coś, co jest dla nas i innych dobre, co się sprawdza. jakby nasze wartości były złem, choć sprawiają nam satysfakcję i innym też bardzo pomagają. To porzucenie tych cech powoduje piekło. Kultywowanie ich za to daje nam sukcesy.

Działać na rzecz innych tyle ile na rzecz siebie. Bez wyrzutów. Mamy prawo do jednego i drugiego. Tak jak niańczymy innych tak same mamy czasem potrzebę bycia niańczonymi. To nie może być jednostronne! pomagać, gdy o pomoc proszą. Zajmować się sobą. prosić, gdy pomocy potrzebujemy. Nie obciążać się nadmiernie bez potrzeby. Pozwolić sobie na równe prawa.

ODPOWIEDZ