Re: Helen Palmer- opis ósemki
: niedziela, 1 lipca 2012, 02:52
Niesamowite wrażenie zrobił na mnie ten opis ! Czytałam i notowałam sobie równocześnie swoje wnioski/uwagi, na temat tego jak to u mnie wygląda.
Jestem DDA
Wyrobienie w sobie silnego charakteru było konieczne, żeby nie zwariować.
Moja potrzeba kontroli wynika wprost z tego, że jako dziecko nie byłam w stanie kontrolować pijącego ojca i tego jak wpływał na moje życie. Jako dziecko ogromnie wstydziłam się, że mój ojciec pije i wymyśliłam sobie, że jedynym sposobem na 'kontrolowanie' jego alkoholizmu będzie decydowanie o tym, komu ze szkolnych przyjaciół o tym powiem, komu przyznam się do prawdy na temat 'ciepła domowego ogniska'. Byłam w tym tak dobra, że moja najbliższa przyjaciółka nie miała pojęcia o tejrzeczywistości, dokąd sama (poprzez sms) jej o tym nie powiedziałam, (pod koniec liceum).
Jako dziecko przyzwyczaiłam się do łamania zasad i nie dotrzymywania obietnic (ojciec). Dziś mam ogromną potrzebę przestrzegania zasad, które sama sobie ustalam, bycia lojalną w stosunku do ważnych dla mnie ludzi i mam alergię na osoby, które np. picie rodzica stosują jako alibi dla własnych niepowodzeń – nie jestem w stanie tolerować tego typu wymówek. Generalnie ciężko sobie radzę z słabościami innych – nie umiem znaleźć dla nich usprawiedliwienia.
Kompensowałam sobie problemy w domu 'błyszczeniem' w szkole. Lubiłam być w centrum uwagi, lubiłam zabierać głos, być zauważoną.
Myślę, że początkowo bardziej chciałam być 'harda' niż byłam w rzeczywistości ale potem weszłam w rolę. Szybko odkryłam, że bycie pewnym siebie -wtedy jeszcze tylko sprawianie takiego wrażenia- daje pewnie rodzaj kontroli nad innymi. Faktycznie to ja reprezentowałam klasę w 'sytuacjach kryzysowych' – dziś mam syndrom 'mamy gąski' i faktycznie jestem bardziej opiekuńczo-kontrolująca niż 'czuła'.
Mam też tendencję do... 'zajmowania większej przestrzeni' niż to jest konieczne, 'rządzę się' w np. w poczekalniach albo środkach transportu publicznego -ludzie starają się siadać tak, aby było mi wygodnie – inaczej nie umiem tego ująć. Zwracam na siebie uwagę, tym bardziej, że jestem osobą atrakcyjną (mam 180 i nie jestem 'zwalista').
Im dalej wchodzę w tą charakterystykę, tym bardziej nie mogę się nadziwić jej celności
Mam 'idealistyczną naturę' i podnoszą mi ciśnienie wszelkie przejawy tego co (ja) uważam za niesprawiedliwość.
Stosuję też -od czasu do czasu- test 'papierka lakmusowego' czyli mówię coś kontrowersyjnego po to, żeby zobaczyć z kim mam do czynienia (kiedy mam do czynienia z ludźmi, których nie umiem wyczuć 'od razu', intuicyjnie, a których dopiero coś poznaję).
Sytuacja z restauracji : też tak mam, ale moi przyjaciele już się do tego przyzwyczaili. Poza tym korzystają z mojego czepialstwa i drobiazgowości. Powiem więcej, uczą się ode mnie, że za źle przygotowany posiłek się nie płaci. Jestem osobą, do której dzwonią, kiedy starają się zareklamować jakiś przedmiot, a np. sklep odmawia przyjęcia reklamacji - kilkoro z nich ma w domu elektroniczne gadżety, które dla nich 'wywalczyłam' w ramach przeprosin za źle przeprowadzoną obsługę klienta, wykonując tylko kilka telefonów i wysyłając 2-3 maile. Zdarzyło mi się także doprowadzić do zwolnienia przynajmniej dwóch pracowników odpowiadających za obsługę klienta w dużych firmach - nie było to moim zamiarem ale tak wyszło, że wykazałam ich zwierzchnikom, że te osoby 'dały ciała' dokumentnie...
Nie planuję 'zemsty'. 'Wyrównuję rachunki' ale bez namaszczenia w rodzaju 'dążę do sprawiedliwości'. Po prostu, ktoś naraził mnie na nieprzyjemności, spowodował poważny problem ; analizuję - podejmuję decyzję – przechodzę do działania. Z tyłu głowy zawsze mam 'mądrość', że największym błędem jest nie doszacowanie przeciwnika.
Tak !!! całkiem niedawno zrozumiałam, że mój konfrontacyjny charakter może być kłopotliwy, dla tych, którym chce pomóc i że faktycznie muszę bardzo uważać na manipulatorów – teraz chłodniej podchodzę do ludzi i zawsze staram się patrzeć na relacje między poszczególnymi osobami, jak na partię szachów ; zbieram informacje, tworzę scenariusze, staram się uprzedzić w myślach ruchy poszczególnych osób i dopiero, kiedy mam poczucie, że 'nic mnie nie zaskoczy' podejmuje działanie. „Ósemka docenia uczciwą walkę. Rzutuje na zewnątrz wyidealizowany obraz siebie jako osoby, która wiele może, podziwia więc ludzi stanowczych. Identyfikuje się z tymi, którzy, przyparci do muru, trzymają się swego zdania; gardzi zaś wszystkimi, którzy pragną uniknąć konfrontacji.” - absolutnie doskonałe, trafione na 100% !!! Od siebie dodałabym tylko, że jako DDA wychowałam się w domu, w którym stres był na porządku dziennym i to w dużych dawkach. Do pewnego stopnia się do tego przyzwyczaiłam ale 'ceną' jest fakt, że w sytuacjach podbramkowych, w których poziom stresu jest bardzo wysoki, czuję się jak ryba w wodzie. A 'walka' to jednak stres. Tak więc zdarza mi się dążyć do spięć, trudnych sytuacji tylko dlatego, żeby poczuć się dobrze i pewnie, bo w takiej rzeczywistości się wychowałam. To utrudnia życie. Szczególnie jeżeli jest się w związku z kimś normalnym Normalni ludzie nie rozumieją, że nienormalna sytuacja może być dla kogoś normą...
Stąd moja skłonność w stronę buddyzmu i ciągłego powtarzania sobie, że tylko spokój może mnie -na dłuższą metę- uratować Staram się emanować spokojną, zrównoważoną energią i nigdy nie zapominam o asertywności. I bardzo pomaga mi podejście do życia, które każde doświadczenie każe traktować mi jako lekcję.
Długie lata miałam problem z okazywaniem uczuć. Nie byłam przytulana i nie umiałam przytulać. Przyszedł moment, w którym doszłam do wniosku, że zachowuję się jak kukła, mimo że w środku targają mną przeróżne emocje. Przez kilka lat uczyłam się od przyjaciół jak i kiedy należy okazywać uczucia. Odgrywałam zachowania, których mechanizmu nie rozumiałam. Dziś te ludzki odruchy są we mnie zupełnie naturalne. Dziś ogromną, egoistyczną przyjemność sprawia mi świadomość, że kiedy przytulam bliską mi osobą, która bardzo tej czułości potrzebuje, pomagam jej . Czuję jak zmienia się jej energia i ogromnie dużo mi to daje.
Kiedy mam gorszy dzień i mój buddyzm chowa się do kieszeni, drobiazg potrafi doprowadzić mnie do furii. Zaczynam wtedy rzucać mięsem i zmieniam się w kogoś, kogo sama nie chciałabym znać. Na szczęście to trwa chwilę, jak spuszczenie powietrza z oponki. To jest taki wentyl bezpieczeństwa. Zdarzało mi się tłuc talerze i czasem mam ochotę ciskać przedmiotami...
Przerażają mnie ludzie, którzy złe emocje skrywają w sobie. Nie rozumiem jak można tłumic w sobie 'gniew'. Najczęściej te osoby w pewnym momencie wpadają w jakieś straszne doły i prawie depresje, a ja czuję się bezsilna. Nie wiem co robić. Czuję od nich ta słabą energię i zaczynam panikować – to właściwie jest jedyny moment, w którym ja panikuję – ta styczność z kimś kto pogrąża się w tym trawiącym go gniewie, frustracji. Takie zachowania powodują we mnie agresję. Słabość wywołuje we mnie agresję. Słabość innych potwornie mnie frustruje i... gniewa...
Niestety wciąż czuję ogromną przyjemność wynikającą z uczestniczenia w konfrontacji. Uwielbiam sytuacje w których 'wchodzę w paszcze lwa' -np . wchodzę na (zawodowe) spotkanie, na którym wiem, że wszyscy bardzo źle mi życzą i bardzo dobrze się sprawuję wychodzę z niego z przekonaniem, że mogą mi skoczyć. I najczęściej tak jest, że faktycznie mogą mi skoczyć Lubię być outsaiderem, nie boję się tego i w sytuacjach, które wymagają ode mnie bycia tą jedną na 20 osób myślących inaczej, nie mam zahamowań. Jestem w stanie wygłosić najbardziej niepoprawną opinię i merytorycznie bronić swojego zdania.
Przed poddawaniem się 'impulsom', 'skokami w bok' itp. powstrzymuje mnie 'siła' i równoczesna 'słabość' mojego charakteru. Jako dziecko często ulegałam rozczarowaniu ; coś mi obiecywano i nie spełniano obietnic. Dziś potrafię 'przeczekać impuls'. To jest jak z nową parą szpilek pod koniec miesiąca, kiedy mało forsy zostaje. Pierwsze wrażenie, kiedy widzę np. wspomniane szpilki jest takie, że muszę je mieć, bo 'bez nich moje życie nie ma sensu', myślę, kombinuję, kalkuluję przez dzień, dwa... Potem okazuje się, że nie mam ich, nie byłam w sklepie, nie kupiłam ich i mogę z tym żyć Poza tym uleganie impulsom wyklucza kontrolę, a ja nie lubię tracić kontroli. Łamanie zasad wiąże się z 'improwizacją' którą mogę pociągnąć ale nie szczególnie lubię.
Jeśli chodzi o związki, to niezależnie od tego jak jest mi dobrze, tęsknię do bycia samej sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Nic nie jest w stanie zastąpić mi 'instytucji' własnego pokoju. Ciągłe uwzględnianie we wszystkim drugiej osoby jest męczące. Ideałem byłaby sytuacja ON/OFF.
Jestem DDA
Wyrobienie w sobie silnego charakteru było konieczne, żeby nie zwariować.
Moja potrzeba kontroli wynika wprost z tego, że jako dziecko nie byłam w stanie kontrolować pijącego ojca i tego jak wpływał na moje życie. Jako dziecko ogromnie wstydziłam się, że mój ojciec pije i wymyśliłam sobie, że jedynym sposobem na 'kontrolowanie' jego alkoholizmu będzie decydowanie o tym, komu ze szkolnych przyjaciół o tym powiem, komu przyznam się do prawdy na temat 'ciepła domowego ogniska'. Byłam w tym tak dobra, że moja najbliższa przyjaciółka nie miała pojęcia o tejrzeczywistości, dokąd sama (poprzez sms) jej o tym nie powiedziałam, (pod koniec liceum).
Jako dziecko przyzwyczaiłam się do łamania zasad i nie dotrzymywania obietnic (ojciec). Dziś mam ogromną potrzebę przestrzegania zasad, które sama sobie ustalam, bycia lojalną w stosunku do ważnych dla mnie ludzi i mam alergię na osoby, które np. picie rodzica stosują jako alibi dla własnych niepowodzeń – nie jestem w stanie tolerować tego typu wymówek. Generalnie ciężko sobie radzę z słabościami innych – nie umiem znaleźć dla nich usprawiedliwienia.
Kompensowałam sobie problemy w domu 'błyszczeniem' w szkole. Lubiłam być w centrum uwagi, lubiłam zabierać głos, być zauważoną.
Myślę, że początkowo bardziej chciałam być 'harda' niż byłam w rzeczywistości ale potem weszłam w rolę. Szybko odkryłam, że bycie pewnym siebie -wtedy jeszcze tylko sprawianie takiego wrażenia- daje pewnie rodzaj kontroli nad innymi. Faktycznie to ja reprezentowałam klasę w 'sytuacjach kryzysowych' – dziś mam syndrom 'mamy gąski' i faktycznie jestem bardziej opiekuńczo-kontrolująca niż 'czuła'.
Mam też tendencję do... 'zajmowania większej przestrzeni' niż to jest konieczne, 'rządzę się' w np. w poczekalniach albo środkach transportu publicznego -ludzie starają się siadać tak, aby było mi wygodnie – inaczej nie umiem tego ująć. Zwracam na siebie uwagę, tym bardziej, że jestem osobą atrakcyjną (mam 180 i nie jestem 'zwalista').
Im dalej wchodzę w tą charakterystykę, tym bardziej nie mogę się nadziwić jej celności
Mam 'idealistyczną naturę' i podnoszą mi ciśnienie wszelkie przejawy tego co (ja) uważam za niesprawiedliwość.
Stosuję też -od czasu do czasu- test 'papierka lakmusowego' czyli mówię coś kontrowersyjnego po to, żeby zobaczyć z kim mam do czynienia (kiedy mam do czynienia z ludźmi, których nie umiem wyczuć 'od razu', intuicyjnie, a których dopiero coś poznaję).
Sytuacja z restauracji : też tak mam, ale moi przyjaciele już się do tego przyzwyczaili. Poza tym korzystają z mojego czepialstwa i drobiazgowości. Powiem więcej, uczą się ode mnie, że za źle przygotowany posiłek się nie płaci. Jestem osobą, do której dzwonią, kiedy starają się zareklamować jakiś przedmiot, a np. sklep odmawia przyjęcia reklamacji - kilkoro z nich ma w domu elektroniczne gadżety, które dla nich 'wywalczyłam' w ramach przeprosin za źle przeprowadzoną obsługę klienta, wykonując tylko kilka telefonów i wysyłając 2-3 maile. Zdarzyło mi się także doprowadzić do zwolnienia przynajmniej dwóch pracowników odpowiadających za obsługę klienta w dużych firmach - nie było to moim zamiarem ale tak wyszło, że wykazałam ich zwierzchnikom, że te osoby 'dały ciała' dokumentnie...
Nie planuję 'zemsty'. 'Wyrównuję rachunki' ale bez namaszczenia w rodzaju 'dążę do sprawiedliwości'. Po prostu, ktoś naraził mnie na nieprzyjemności, spowodował poważny problem ; analizuję - podejmuję decyzję – przechodzę do działania. Z tyłu głowy zawsze mam 'mądrość', że największym błędem jest nie doszacowanie przeciwnika.
Tak !!! całkiem niedawno zrozumiałam, że mój konfrontacyjny charakter może być kłopotliwy, dla tych, którym chce pomóc i że faktycznie muszę bardzo uważać na manipulatorów – teraz chłodniej podchodzę do ludzi i zawsze staram się patrzeć na relacje między poszczególnymi osobami, jak na partię szachów ; zbieram informacje, tworzę scenariusze, staram się uprzedzić w myślach ruchy poszczególnych osób i dopiero, kiedy mam poczucie, że 'nic mnie nie zaskoczy' podejmuje działanie. „Ósemka docenia uczciwą walkę. Rzutuje na zewnątrz wyidealizowany obraz siebie jako osoby, która wiele może, podziwia więc ludzi stanowczych. Identyfikuje się z tymi, którzy, przyparci do muru, trzymają się swego zdania; gardzi zaś wszystkimi, którzy pragną uniknąć konfrontacji.” - absolutnie doskonałe, trafione na 100% !!! Od siebie dodałabym tylko, że jako DDA wychowałam się w domu, w którym stres był na porządku dziennym i to w dużych dawkach. Do pewnego stopnia się do tego przyzwyczaiłam ale 'ceną' jest fakt, że w sytuacjach podbramkowych, w których poziom stresu jest bardzo wysoki, czuję się jak ryba w wodzie. A 'walka' to jednak stres. Tak więc zdarza mi się dążyć do spięć, trudnych sytuacji tylko dlatego, żeby poczuć się dobrze i pewnie, bo w takiej rzeczywistości się wychowałam. To utrudnia życie. Szczególnie jeżeli jest się w związku z kimś normalnym Normalni ludzie nie rozumieją, że nienormalna sytuacja może być dla kogoś normą...
Stąd moja skłonność w stronę buddyzmu i ciągłego powtarzania sobie, że tylko spokój może mnie -na dłuższą metę- uratować Staram się emanować spokojną, zrównoważoną energią i nigdy nie zapominam o asertywności. I bardzo pomaga mi podejście do życia, które każde doświadczenie każe traktować mi jako lekcję.
Długie lata miałam problem z okazywaniem uczuć. Nie byłam przytulana i nie umiałam przytulać. Przyszedł moment, w którym doszłam do wniosku, że zachowuję się jak kukła, mimo że w środku targają mną przeróżne emocje. Przez kilka lat uczyłam się od przyjaciół jak i kiedy należy okazywać uczucia. Odgrywałam zachowania, których mechanizmu nie rozumiałam. Dziś te ludzki odruchy są we mnie zupełnie naturalne. Dziś ogromną, egoistyczną przyjemność sprawia mi świadomość, że kiedy przytulam bliską mi osobą, która bardzo tej czułości potrzebuje, pomagam jej . Czuję jak zmienia się jej energia i ogromnie dużo mi to daje.
Kiedy mam gorszy dzień i mój buddyzm chowa się do kieszeni, drobiazg potrafi doprowadzić mnie do furii. Zaczynam wtedy rzucać mięsem i zmieniam się w kogoś, kogo sama nie chciałabym znać. Na szczęście to trwa chwilę, jak spuszczenie powietrza z oponki. To jest taki wentyl bezpieczeństwa. Zdarzało mi się tłuc talerze i czasem mam ochotę ciskać przedmiotami...
Przerażają mnie ludzie, którzy złe emocje skrywają w sobie. Nie rozumiem jak można tłumic w sobie 'gniew'. Najczęściej te osoby w pewnym momencie wpadają w jakieś straszne doły i prawie depresje, a ja czuję się bezsilna. Nie wiem co robić. Czuję od nich ta słabą energię i zaczynam panikować – to właściwie jest jedyny moment, w którym ja panikuję – ta styczność z kimś kto pogrąża się w tym trawiącym go gniewie, frustracji. Takie zachowania powodują we mnie agresję. Słabość wywołuje we mnie agresję. Słabość innych potwornie mnie frustruje i... gniewa...
Niestety wciąż czuję ogromną przyjemność wynikającą z uczestniczenia w konfrontacji. Uwielbiam sytuacje w których 'wchodzę w paszcze lwa' -np . wchodzę na (zawodowe) spotkanie, na którym wiem, że wszyscy bardzo źle mi życzą i bardzo dobrze się sprawuję wychodzę z niego z przekonaniem, że mogą mi skoczyć. I najczęściej tak jest, że faktycznie mogą mi skoczyć Lubię być outsaiderem, nie boję się tego i w sytuacjach, które wymagają ode mnie bycia tą jedną na 20 osób myślących inaczej, nie mam zahamowań. Jestem w stanie wygłosić najbardziej niepoprawną opinię i merytorycznie bronić swojego zdania.
Przed poddawaniem się 'impulsom', 'skokami w bok' itp. powstrzymuje mnie 'siła' i równoczesna 'słabość' mojego charakteru. Jako dziecko często ulegałam rozczarowaniu ; coś mi obiecywano i nie spełniano obietnic. Dziś potrafię 'przeczekać impuls'. To jest jak z nową parą szpilek pod koniec miesiąca, kiedy mało forsy zostaje. Pierwsze wrażenie, kiedy widzę np. wspomniane szpilki jest takie, że muszę je mieć, bo 'bez nich moje życie nie ma sensu', myślę, kombinuję, kalkuluję przez dzień, dwa... Potem okazuje się, że nie mam ich, nie byłam w sklepie, nie kupiłam ich i mogę z tym żyć Poza tym uleganie impulsom wyklucza kontrolę, a ja nie lubię tracić kontroli. Łamanie zasad wiąże się z 'improwizacją' którą mogę pociągnąć ale nie szczególnie lubię.
Jeśli chodzi o związki, to niezależnie od tego jak jest mi dobrze, tęsknię do bycia samej sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Nic nie jest w stanie zastąpić mi 'instytucji' własnego pokoju. Ciągłe uwzględnianie we wszystkim drugiej osoby jest męczące. Ideałem byłaby sytuacja ON/OFF.