Moje pytanie jest następujące- jak ODCZUWACIE smutek?
Jako coś, co powoli wgryza mi się w duszę, serce, przychodzi po cichu, zagnieżdża się tam i przez jakiś czas nie chce wyjść. Oprócz tego smutek kojarzy mi się z pustką.
Od razu po zdarzeniu czy dociera do Was za jakiś czas?
Po jakimś czasie, praktycznie nigdy tuż po zdarzeniu wywołującym smutek.
czy płaczecie?
Rzadko, ale zdarza mi się.
Samotnie czy wśród ludzi?
Samotnie. Chyba nigdy nie płakałem w towarzystwie więcej niż jednej osoby, a i to jest wyjątkowe.
czy płacz pomaga (tzn płaczecie godzinę lub godzin kilka, może zasypiacie plącząc a rano smutek jest przytępiony lub macie neutralny nastrój)?
Nie ma jakiejś zasady, choć mimo wszystko częściej płacz mi pomaga.
czy przeżywacie/wolicie przezywać intensywnie lecz w ograniczonym czasie(np noc czy 2 dni rozpacz)y czy raczej macie długotrwałe lecz mniejsze obniżenie nastroju-wolicie smutek tłumić?
Łatwiej jest się wypłakać, ale znacznie częściej miewam obniżony nastrój, jestem cichutki, apatyczny, zdołowany.
być może zdarza/zdarzyło się Wam że zamiast smutku macie odczucia przypisywane zwykle innym emocjom (np. ekscytacja, podniesienie poziomu adrenaliny), lub wiecie że powinniście być smutni lecz nie czujecie nic?
Dobrym sposobem na zbliżający się smutek jest nakręcanie się, niestety, nie dość, że trzeba dość dobrze przewidzieć moment kryzysu, to jeszcze potrafić przełożyć to na jakąś konkretną emocję. Na moje nadchodzące doły najlepiej działają problemy osób mi bliskich, które jestem w stanie ogarnąć, wówczas jestem w stanie zapobiec smutkowi przed jego nadejściem.
Czy jak byliście młodsi (zwłaszcza w okresie nastoletnim) przeżywaliście swój smutek inaczej?
Tak. Dopiero jako człowiek dorosły nauczyłem się płakać i zwracać uwagę na swoje emocje, wcześniej to było jakieś dziwne balansowanie na granicy smutku i "mam to wszystko w d*pie".
Czy sposób przezywania smutku zmieniał się u Was przy zmianie poziomu zdrowia/rozwoju enneagramowego? Jeśli macie takie spostrzeżenia- jak się zmieniał?
Najbardziej zmienny jest na średnich poziomach zdrowia - wtedy jestem (jak na Piątkowe możliwości i predyspozycje) dość rozchwiany emocjonalnie. Przy wysokich smutek to sprawa chwilowa, która rozwiązuje się sama z siebie, na niskich trzeba strasznego kopa, żeby wyciągnąć się z tego bagna. Niestety, w moim przypadku wyszło tak, że jedynym skutecznym kopem jest agresja.
Z jakich powodów się smucicie?
Wspomnienia tego, co mieć mogłem, a utraciłem (momentami nienawidzę swojej pamięci, jest zbyt dobra), gorszy stan zdrowia fizycznego (bardzo rzadki ostatnio, ale u mnie choroba = dół), jakieś nieprzyjemne doświadczenie.. W sumie przede wszystkim te trzy rzeczy.