Wojna

Ogólne dyskusje na temat Enneagramu
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
SenSorry
Posty: 397
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 13:43
Enneatyp: Mediator
Lokalizacja: Suwałki/Poznań

#46 Post autor: SenSorry » poniedziałek, 5 lutego 2007, 15:51

Ja jednakowoż wierzę, ze nie wszyscy są tacy sami. Znam takich ludzi.

Jeszcze nie wypowiedziałam się co bym robiła podczas wojny.

Na pewno bym nie zabijała. jestem na to zbyt słabą jednostką. Poza tym nie jest to zgodne z moją moralnością,. Prawdopodobnie byłabym sanitariuszką, jakimś łącznikiem, albo pracowałabym w drukarni. Ech... chyba za duzo filmów się naoglądałam...


9w8/ISFp/Mag/SCUAN

M*
Posty: 209
Rejestracja: środa, 27 grudnia 2006, 15:41
Lokalizacja: Kraków

#47 Post autor: M* » poniedziałek, 5 lutego 2007, 16:10

SenSorry pisze:Ja jednakowoż wierzę, ze nie wszyscy są tacy sami. Znam takich ludzi.
Można by powiedzieć, że znasz ich w nieadekwatnych warunkach. Ja nie mam wątpliwości, że odpowiednie warunki zrobiłyby swoje.
4w3, ENTP

Awatar użytkownika
SenSorry
Posty: 397
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 13:43
Enneatyp: Mediator
Lokalizacja: Suwałki/Poznań

#48 Post autor: SenSorry » poniedziałek, 5 lutego 2007, 16:26

M* pisze: Można by powiedzieć, że znasz ich w nieadekwatnych warunkach. Ja nie mam wątpliwości, że odpowiednie warunki zrobiłyby swoje.
Mozna by powiedzieć, że nie moge być w 100% pewna, ale przynajmniej jedna osoba na pewno, bo rozmawiałam z nią na ten temat. A jest to osoba która jak prawie nikt zasze mówi to co myśli.
9w8/ISFp/Mag/SCUAN

Awatar użytkownika
Zielony smok
VIP
VIP
Posty: 1855
Rejestracja: czwartek, 14 grudnia 2006, 19:17
Enneatyp: Mediator
Lokalizacja: następna stacja...

#49 Post autor: Zielony smok » poniedziałek, 5 lutego 2007, 16:52

Pamiętam, że kiedyś w wojsku poszliśmy na strzelnicę, jest zasada podczas strzelania, że dwóch żołnierzy musi stać na walach i wypatrywać, czy ktoś przypadkiem nie zbliży się do strzelnicy. Obserwowałem, jak jeden z moich kumpli trafił z kłacha w słup podtrzymujący , pocisk kalibru 7,62 rozpieprzył dosłownie gruby pień, a ciało ludzkie jest ciut jakby miększe. Kałasznikow jest ogólnie ,,humanitarną bronia, bo przestrzeliwuje na wylot, czasem wyrwie kawał plecków.
I wtedy człowiek staje się pacyfistą..., za bardzo wychowywani jesteśmi, na filmowych i PCtowych wojnach, a to usypia czujność.
9w8 ENFP
Nie dyskutuj z idiotą, bo sprowadzi cię do swojego poziomu i wygra przewagą doświadczenia.
Ps. ( Jestem na dłuuuugim urlopie - nie odpisuję na PW, sorry )

Awatar użytkownika
Romanov
Posty: 126
Rejestracja: środa, 13 grudnia 2006, 23:53
Lokalizacja: Wrocek

#50 Post autor: Romanov » poniedziałek, 5 lutego 2007, 19:16

SenSorry pisze:Ja jednakowoż wierzę, ze nie wszyscy są tacy sami. Znam takich ludzi.

Jeszcze nie wypowiedziałam się co bym robiła podczas wojny.

Na pewno bym nie zabijała. jestem na to zbyt słabą jednostką. Poza tym nie jest to zgodne z moją moralnością,. Prawdopodobnie byłabym sanitariuszką, jakimś łącznikiem, albo pracowałabym w drukarni. Ech... chyba za duzo filmów się naoglądałam...

SenSorry pisze:
M* pisze: Można by powiedzieć, że znasz ich w nieadekwatnych warunkach. Ja nie mam wątpliwości, że odpowiednie warunki zrobiłyby swoje.
Mozna by powiedzieć, że nie moge być w 100% pewna, ale przynajmniej jedna osoba na pewno, bo rozmawiałam z nią na ten temat. A jest to osoba która jak prawie nikt zasze mówi to co myśli.
moze tak myslec teraz i byc z tym szczera. ale jesli nigdy nie znalazla sie w ekstremalnej sytuacji zagrozenia o konkretnej formule, nie miala jak wypracowac sobie dla niej ram zachowan i moze domniemywac badz przygotowywac sie na to psychicznie. to rzeczywistosc poddalaby wyobrazenia weryfikacji. dlatego nie wierze w zadne zapewnienia ze ja bym zrobil tak a do tego to juz na pewno nie jestem zdolny. nie ma sie mozliwosci poznania siebie od jakiejs strony, jesli nie zostalo sie postawionym przed juz nie hipotetyczna sytuacja. pewnosc co do wlasnej nieadekwatnosci albo przeciwnie, kozackiego bohaterowania nie jest przeciez wystarczajaco podparta


ale abstrahujac od dziadowania ze ja nie wiem bo nie przezylam, to naprawde mnie zastanawia, co bym zrobila postawiona w sytuacji wybuchu wojny. absolutna abstrakcja, zupelnie nie potrafie sie wtedy wyobrazic. fascynuje mnie to a jednoczesnie zdrowy rozsadek podszeptuje, ze wystarcza mi w zyciu wstrzasy o mniejszej sile, chyba ze z biegiem czasu potrzeba gaszenia zrodel problemow skloni mnie do szukania ich na wieksza skale :roll:
Zawsze jest sposób
Wygrasz czy przegrasz, zostaw krew na lodzie

Obrazek

7w8 sx/sp/so <=> 6 <=> 3 ENTP/ xSTP wtorek

Awatar użytkownika
Zielony smok
VIP
VIP
Posty: 1855
Rejestracja: czwartek, 14 grudnia 2006, 19:17
Enneatyp: Mediator
Lokalizacja: następna stacja...

#51 Post autor: Zielony smok » poniedziałek, 5 lutego 2007, 20:43

Kantorek był to nasz wychowawca, surowy, mały człeczyna w szarym surducie, o spiczastej mysiej twarzy. Miał mniej więcej tę samą postawę co podoficer Himmelstoss, ów „postrach Klosterbcrgu". Jest zresztą rzeczą śmieszną, iż nieszczęście świata tak często wywodzi się od ludzi małych, są o wiele energiczniejsi i mniej skłonni do zgody niż rośli. Zawsze wystrzegałem się przydziału do oddziałów z małymi dowódcami kompanii; są to zwykle najgorsze psy.
Kantorek w czasie lekcji gimnastyki tak długo nam perorował, aż cała nasza klasa, jak jeden mąż, wyruszyła pod jego przewodem do powiatowej komendy uzupełnień i zgłosiła się. Widzę go jeszcze przed sobą, jak groźnie błyska poprzez okulary i pyta nas przejętym głosem: „Niewątpliwie pójdziecie i wy, koledzy?"
Tacy wychowawcy często mają uczucia swe pod ręką w kieszonce od kamizelki; wydająje przecież co godzina, na porcje. Ale wtedy nie budziło to w nas jeszcze wątpliwości.
Jeden z nas ociągał się wszakże i nie bardzo się kwapił. Był to Józef Behm, grube, dobroduszne chłopaczysko. Potem jednak dał się przekonać, w przeciwnym razie znalazłby się w położeniu bez wyjścia. Być może wielu jeszcze myślało tak jak on; ale ostatecznie nikt nie mógł się wyłączyć, gdyż słowem „tchórz" w owych czasach nawet rodzice chętnie szafowali. Po prostu wszyscy bez wyjątku nie mieli pojęcia o tym, co miało nadejść. Najrozsądniejsi właściwie byli biedni i prości ludzie; wojnę od razu uważali za nieszczęście, podczas gdy lepiej sytuowani nie posiadali się z radości, chociaż właśnie oni powinni byli raczej zdawać sobie sprawę ze skutków.
Kaczyński utrzymuje, iż pochodzi to z owego wykształcenia, ogłupia ono. A co powiada Kat, to dobrze sobie przemyślał.
Rzecz dziwna, Behm był jednym z pierwszych, którzy padli. Podczas wypadu otrzymał postrzał w oczy i jako umarłego pozostawiliśmy go w polu. Nie mogliśmy go zabrać ze sobą, gdyż w najwyższym pośpiechu musieliśmy wracać. Po południu usłyszeliśmy nagle, jak woła, i ujrzeliśmy go pełzającego z daleka. Uprzednio był tylko nieprzytomny. Ponieważ nic nie widział i był oszalały z bólu, nie wykorzystał żadnej osłony, tak że zastrzelono go celnie z tamtej strony, zanim ktokolwiek zdołał doń dotrzeć.
Niepodobna, oczywiście, kojarzyć z tym Kantorka, bo i cóż stałoby się ze światem, gdy to już chcieć nazywać winą. Istniało przecież tysiące Kantorków, którzy wszyscy byli przekonani, iż spełniają rzecz najgodniejszą w sposób dla siebie wygodny.
Ale w tym właśnie zawarte jest dla nas ich bankructwo.
Mieli być dla nas, osiemnastolatków, pośrednikami i przewodnikami do świata tego, co dorosłe, do świata pracy, obowiązku, kultury i postępu, do przyszłości. Niekiedy podrwiwaliśmy sobie z nich i płataliśmy im głupie figle, ale w gruncie rzeczy wierzyliśmy im. / pojęciem autorytetu, którego byli wyrazem i wsparciem, w myślach naszych łączyło się większe, wnikliwsze zrozumienie i bardziej ludzkie pojmowanie. Ale pierwszy trup, którego ujrzeliśmy, zniweczył to przekonanie. Zmuszeni byliśmy rozpoznać, iż nasz wiek był uczciwszy niźli ich; górowali nad nami frazesem tylko i zręcznością. Pierwszy huraganowy ogień ukazał nam naszą omyłkę i pod nim to runął pogląd na świat, którego nas nauczali.
Podczas gdy oni wciąż jeszcze pisali i gadali, my oglądaliśmy lazarety i umierających; podczas gdy oni uważali służbę dla państwa za rzecz największą, myśmy wiedzieli już, że trwoga śmierci jest większa. Nie staliśmy się przeto buntownikami ani dezerterami, ani tchórzami - a tymi wyrażeniami szafowano wszak lekką ręką - ojczyznę naszą kochaliśmy zupełnie tak samo jak oni, a podczas każdego ataku mężnie parliśmy naprzód; ale rozróżnialiśmy obecnie, raptem nauczyliśmy się widzieć. I ujrzeliśmy, że z ich świata nie pozostało nic. Nagle zostaliśmy straszliwie osamotnieni; i sami jedni musieliśmy temu sprostać.


A z czego to cytat - zagadka...
9w8 ENFP
Nie dyskutuj z idiotą, bo sprowadzi cię do swojego poziomu i wygra przewagą doświadczenia.
Ps. ( Jestem na dłuuuugim urlopie - nie odpisuję na PW, sorry )

Awatar użytkownika
Miltado
VIP
VIP
Posty: 1581
Rejestracja: niedziela, 21 stycznia 2007, 13:15

#52 Post autor: Miltado » poniedziałek, 5 lutego 2007, 21:12

Nawet na wojnie nie jesteśmy zwierzętami drodzy państwo! Wystarczy prześledzić dzieje wszystkich wojen wstecz, aby to zrozumieć. Problemem stały się wojny dotychczasowe od II WŚ wzwyż. Wiele osób pamięta pierwszych lotników z I Wojny światowej którzy mieli sój własny kodeks rycerski, czy piechotę z tej samego konfliktu, którzy czenstowali wroga cherbatką.

Wojna to narzędzie w ręku władzy, takie same jak dyplomacja, terroryzm, czy inne. Dlatego władza (np. nazistowska podczas 2ŚW) nalega na wykonanie planu jak maszyny, bez litości. Piękny przykład I wś kiedy to dowódcy zauważyli że wrogowie się bratają, szybko wynajeli snajperów. dlatego twierdzę że podczas wojny my nigdy się zupełnie nie zdemoralizujemy jeśli jesteśmy świadomi dlaczego na wojnę trafiliśmy.

do humanitarnej broni powróciwszy, fakt niektóre odłamy broni taka jak "Dum-Dum" zostały zakazane, ale (nie) jestem ciekaw ile lepszej od tej broni mają Ruscy.
ESFp

Aquilam volare doces'
One last thing before I quit...
Don't want to be your monkey wrench

Awatar użytkownika
ibidem
Posty: 119
Rejestracja: wtorek, 2 stycznia 2007, 12:57

#53 Post autor: ibidem » wtorek, 6 lutego 2007, 00:36

A ja powiem paradoksalnie, ze wojna wyzwala nie tylko najgorsze cechy w czlowieku - moze wyzwolic tez te najlepsze. Przyklady? Witold Pilecki, Irena Sendler, Henryk Goldszmit a.k.a. Korczak. Jedyne, na czym sie opieram to ich ogolnodostepne biografie i jestem przekonany, ze takich ludzi bylo wiecej.

Bycie zwierzeciem, instynkt stadny... nie macie wrazenia, ze to jednak rodzaj wymowki?

Awatar użytkownika
aliszien
VIP
VIP
Posty: 1459
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 14:07
Lokalizacja: Warszawy

#54 Post autor: aliszien » wtorek, 6 lutego 2007, 09:34

Zielony smok pisze: A z czego to cytat - zagadka...
Strzelam, ale nie dam 100% - "Na zachodzie bez zmian"? Kurcze, ja to czytałam, bo nazwiska są znajome :lol:


Co do naszego zachowania w sytuacji skrajnej - kiedyś miałam makabryczny sen: trafiłam do obozu koncentracyjnego. I co zrobiłam? Walczyłam? Byłam w ruchu oporu? Guzik prawda! Kolaborowałam i podlizywałam się kapo, bo tak rozpaczliwie chciałam przetrwać. Po przebudzeniu miałam do siebie niesmak i byłam przerażona, że drzemie we mnie taka gnida.
4w5, INFj, sp/sx

Awatar użytkownika
Zielony smok
VIP
VIP
Posty: 1855
Rejestracja: czwartek, 14 grudnia 2006, 19:17
Enneatyp: Mediator
Lokalizacja: następna stacja...

#55 Post autor: Zielony smok » wtorek, 6 lutego 2007, 09:52

aliszien pisze:
Zielony smok pisze: A z czego to cytat - zagadka...
Strzelam, ale nie dam 100% - "Na zachodzie bez zmian"? Kurcze, ja to czytałam, bo nazwiska są znajome :lol:


Co do naszego zachowania w sytuacji skrajnej - kiedyś miałam makabryczny sen: trafiłam do obozu koncentracyjnego. I co zrobiłam? Walczyłam? Byłam w ruchu oporu? Guzik prawda! Kolaborowałam i podlizywałam się kapo, bo tak rozpaczliwie chciałam przetrwać. Po przebudzeniu miałam do siebie niesmak i byłam przerażona, że drzemie we mnie taka gnida.
Jak w każdym, albowiem mamy zalążki w sobie każdej gnidy, pytanie czy wyrosną? I lepiej we śnie, niz w zyciu. Najbardziej realistyczny sen jaki miałem, to taki w którym pozbawiałem życia za pomocą odcięcia tlenu, poprzez uciskanie tchawicy ręcyma. Jedną ex. Po prostu podświadomość chciała zakończyć jakoś problem. W realnym życiu duszę czasem pieczarki na patelni i niech tak zostanie.
Co do książki - trafiony - zatopiony Erich Maria Remarque. Smok klaszcze łapyma I wychodzi na to że Aliszien jest e...ruda...sorry..e...rudytka. :wink:
9w8 ENFP
Nie dyskutuj z idiotą, bo sprowadzi cię do swojego poziomu i wygra przewagą doświadczenia.
Ps. ( Jestem na dłuuuugim urlopie - nie odpisuję na PW, sorry )

Awatar użytkownika
aliszien
VIP
VIP
Posty: 1459
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 14:07
Lokalizacja: Warszawy

#56 Post autor: aliszien » wtorek, 6 lutego 2007, 10:00

Zielony smok pisze: Co do książki - trafiony - zatopiony Erich Maria Remarque. Smok klaszcze łapyma I wychodzi na to że Aliszien jest e...ruda...sorry..e...rudytka. :wink:
Snobka :lol:
Aliszien zakupiła dwie serie Gazety Wyborczej - literatura XX i XIX wieku i wszystko przeczytała. Ufffff.
4w5, INFj, sp/sx

Awatar użytkownika
Zielony smok
VIP
VIP
Posty: 1855
Rejestracja: czwartek, 14 grudnia 2006, 19:17
Enneatyp: Mediator
Lokalizacja: następna stacja...

#57 Post autor: Zielony smok » środa, 7 lutego 2007, 13:20

Kiedy w maju 1945 roku zakończono wojnę w Europie, 123 jednostka wkroczyła na terytorium Niemiec wraz z okupantami. Byłem wtedy członkiem grupy przydzielonej do obozu koncentracyjnego nieopodal Wuppertal, mającej za zadanie udzielanie pomocy medycznej nowo wyzwolonym więźniom: Żydom, Holendrom, Francuzom, ludziom pochodzącym ze Wschodniej Europy i wielu innym. Było to najbardziej wstrząsające doświadczenie w moim życiu. Wiele razy stawałem oko w oko z nagłą śmiercią, kalec twem, ale najgorsze było patrzenie na skutki długotrwałego niedożywienia. Odwiedzając drewniane baraki, widziałem tysiące ludzi konających bardzo powoli na przestrzeni tych kilku lat. Horror. Z biegiem czasu dla mojego dalszego funkcjonowania niezbędny był ponowny wgląd w siebie.
Kiedy okropieństwo tego miejsca stało się nic do zniesienia, zrobiłem to, co musiałem zrobić. Przeszedłem wzdłuż okalającego obóz drutu kolczastego, patrząc więźniom w oczy tak długo, aż ujrzałem w ich twarzach oblicze Chrystusa.
W ten właśnie sposób poznałem Dzikiego Billa. Nic było to jego prawdziwe nazwisko. Jego prawdziwe imię i nazwisko składało się z siedmiu trudnych do wymówienia polskich sylab, a wąsy do złudzenia przypominały te z rysunków bohaterów Dzikiego Zachodu. Dlatego właśnie Amerykanie ochrzcili go mianem Dziki Bili. Był jednym z więźniów obozu, ale nie był tam długo, o czym świadczyła wyprostowana sylwetka, oczy niepozbawione blasku i niewyczerpane zasoby energii. Ze względu na biegią znajomość języka angielskiego, francuskiego, rosyjskiego, jak również polskiego, stał się nieoficjalnym obozowym tłumaczem.
Przychodziliśmy do niego z każdym problemem. Mimo nawału obowiązków i siedemnastogodzinnej pracy na dobę, Dziki Bili nie zdradzał żadnych oznak słabości. W przeciwieństwie do nas, którym z dnia na dzień zmęczenie dawało o sobie znać, Bili zdawał się rosnąć w siłę. Miał czas dla współwięźniów, a współczucie dla nich, zrozumienie i chęć pomocy rozjaśniała jego twarz. W chwilach zwątpienia wystarczyło, że spojrzałem na pogodne oblicze i wiedziałem, że to, co robimy, ma sens.
Byłem zdumiony, kiedy pewnego razu wraz z dokumentami innych więźniów dotarły do nas dane Dzikiego Billa. Okazało się. wtedy, że przebywa w Wuppertal od 1939 roku! Przez sześć lat. funkcjonował w tych samych warunkach co inni mieszkańcy obo zu, był na tej samej ubogiej diecie, spał w dusznych i pełnych chorób barakach, ale nie można było spostrzec żadnych objawów fizycznego i psychicznego wycieńczenia.
Co bardziej zadziwiające, każdy człowiek z obozu traktował go jak przyjaciela. To on był uważany za mediatora wszelkich kłótni. Po kilku tygodniach spędzonych w Wuppertal zrozumiałem, jakim ewenementem był taki stan rzeczy, w miejscu, w którym więźniowie różnych narodowości pałali do siebie nienawiścią niemalże tak ogromną, jak w stosunku do Niemców.
A wrogość do Niemców była niezaprzeczalna, o czym świadczy fakt, iż jeden z byłych mieszkańców wcześniej wyzwolonego obozu chwycił pistolet, pobiegł do najbliższej wsi i rozstrzelał pierwszego napotkanego Niemca. Część naszego szkolenia poświęcona była zapobieganiu tego typu incydentom, a Dziki Bili był naszym największym sprzymierzeńcem i chodzącym przykładem umiejętności przebaczania.
„Niektórym z więźniów nie jest łatwo zdobyć się na przebaczenie", stwierdziłem pewnego dnia podczas rozmowy przy herbacie z Billem. „Większość z nich straciła członków swoich rodzin".
Dziki Bili, oparłszy się wygodnie o poręcz krzesła, wypił łyk napoju i rozpoczął opowieść, która po raz pierwszy dotyczyła jego samego: „Żyliśmy w żydowskiej części Warszawy, moja żona, nasze dwie córki i trzech synów. Kiedy Niemcy wkroczyli na ulicę, kazali ustawić się mojej rodzinie w rzędzie pod murem i zaczęli strzelać z pistoletów maszynowych. Błagałem, by pozwolili mi umrzeć razem z rodziną. Nie pozwolili, bo znałem język niemiecki, więc przydzielili mnie do grupy roboczej".
Ucichł na chwilę, prawdopodobnie miał przed oczami żonę i pięcioro dzieci. „Musiałem podjąć decyzję, czy pozwolić sobie na znienawidzenie żołnierzy, którzy to zrobili. To była prosta decyzja, naprawdę. Byłem prawnikiem. W mojej praktyce zbyt często byłem świadkiem tego, co nienawiść może zrobić z ludzkim ciałem i umysłem. To ona zabiła sześcioro najważniejszych dla mnie ludzi. Postanowiłem więc spędzić resztę życia - obojętnie, czy będzie to kilka dni, czy wiele lat - miłując każdą osobę, jaką spotkam na swojej drodze".
Z KSIĄŻKI „FROM RETURN FROM TOMORROW" GEORGE RITCH1E, M.D. © 197H
9w8 ENFP
Nie dyskutuj z idiotą, bo sprowadzi cię do swojego poziomu i wygra przewagą doświadczenia.
Ps. ( Jestem na dłuuuugim urlopie - nie odpisuję na PW, sorry )

Awatar użytkownika
Gabriel
Posty: 780
Rejestracja: niedziela, 3 grudnia 2006, 11:11

#58 Post autor: Gabriel » środa, 7 lutego 2007, 20:08

O ku*wa. Smok. Po prostu brakuje mi słow. Płakać mi się chce... Skąd się biorą tacy silni ludzie jak anioły? Silni jak niemal Chrystus? Jak potężną istotą może być człowiek... Łzy... to jedyne co mi pozostało jak to czytałem.
Nie wiem co bym robił na wojnie. W obronie rodziny i mnie - prawdopodobnie - zabijałbym. Jak by się stało jednak naprawdę nie wiem i mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał sie przekonać. Od pewnego czasu, gdy zacząłem lepiej się rozumieć, krzywdzenie innych sprawia mi trudność. Kiedyś chyba zresztą też taki byłem. A zabijanie? Nie wiem. Nie wiem. Nie wiem. Nie chcę wiedzieć.
Jak ktoś wczesniej wspomniał. Wojna może wyzwolić najgorsze instynkty w człowieku, ale też może go uświęcić.
ewutek pisze:Uśmiechnięty chłopiec o dziewczęcych rysach.
Nie ma już dla mnie nadziei. :lol:
4w3 sp lub sx / so ENFJ

Awatar użytkownika
Zielony smok
VIP
VIP
Posty: 1855
Rejestracja: czwartek, 14 grudnia 2006, 19:17
Enneatyp: Mediator
Lokalizacja: następna stacja...

#59 Post autor: Zielony smok » czwartek, 8 lutego 2007, 00:24

Moja odpowiedź- daleko, daleko, tysiące kilometrów stąd poznałem kiedyś osobiście takiego człowieka....
Ale na początek Anthony de Mello, dwa opowiadanka

Pierwsze ze zbioru ,,Modlitwa żaby"


Przebaczyć nazistom

Były więzień nazistowskiego obozu koncentracyjnego odwiedził przyjaciela, który wraz z nim dzielił to ciężkie doświadczenie.
Czy przebaczyłeś nazistom? zapytał przyjaciela
Tak
A ja nie. Ciągłe trawi mnie nienawiść do nich,
W takim razie powiedział łagodnie przyjaciel
oni nadał cię więżą.
...(naszymi wrogami nie są ci, którzy nas nienawidzą, lecz ci których my nienawidzimy)...

i drugie, krótkie, dwuzdaniowe ze zbioru ,,Minuta mądrości

Jak mogę przebaczyć innym?
Gdybyś ich nigdy nie potępił,
nie musiałbyś im przebaczać.

Podaję, do bardzo, bardzo głębokiego przemyślenia. Naprawdę warto....
Ostatnio zmieniony sobota, 1 sierpnia 2009, 11:46 przez Zielony smok, łącznie zmieniany 1 raz.
9w8 ENFP
Nie dyskutuj z idiotą, bo sprowadzi cię do swojego poziomu i wygra przewagą doświadczenia.
Ps. ( Jestem na dłuuuugim urlopie - nie odpisuję na PW, sorry )

Awatar użytkownika
Kemal
VIP
VIP
Posty: 1142
Rejestracja: sobota, 30 grudnia 2006, 23:58
Enneatyp: Lojalista

#60 Post autor: Kemal » niedziela, 18 lutego 2007, 01:50

Zielony smok pisze: A z czego to cytat - zagadka...
Remarque - Na Zachodzie bez zmian
6w5, ESI, sp/soc

Gdyż obojętność, wiem, byłaby rodzajem szczęścia

ODPOWIEDZ