Rilla pisze:Perwik pisze:Lepiej lecieć w dół i wiedzieć, że się rozkwasi mordę na betonie, niż leżeć po środku schodków na jakimś pieprzonym półpiętrze w irytującej stagnacji.
Dokładnie! Zgadzam się z tym w zupełności! Ten tekst wręcz powinno się cytować w zbiorach złotych myśli.
Może i prawda. Ale najlepsze i tak wejście po tych schodkach (lub użycie windy) by potem siedząc na szczycie i popijając drink z parasolką, móc podziwiać piękno krajobrazów.
Cotta pisze:Może być też obawa, że wtedy już niczego nie będzie do zrobienia, wszystko już było, cel osiągnięty i wtedy brak nowego celu. Chociaż nie wiem, na ile 7 może mieć takie myśli.
Oczywiście tak też można to sobie wyobrażać. Pamiętajmy jednak, że wejście na 1. poziom rozwoju oznacza wyjście z zaklętego kręgu wymówek, substytutów, ograniczeń i problemów i dopiero od tamtego poziomu możemy mówić o
prawdziwym życiu. Wszystko co poniżej to, niestety, wersje udawane/wykrzywione/karykaturalne.
Na poziomach 2-9 "celem" jest *uniknięcie bólu*.
Na poziomie 1. celem jest *znalezienie przyjemności*.
Widzicie tę różnicę?
Perwik pisze:Ale poziom zdrowia chyba nie jest celem samym w sobie? Więc taka obawa jest trochę absurdalna.
Nie jest. Ale może być - przynajmniej tak mi się wydaje. Użyję kolejnej analogii, którą zresztą sam mi podsunąłeś - z wchodzeniem na schody.
Na wyższych piętrach jest ładniejszy widok (nie zawsze, ale dla naszej historyjki przyjmijmy że tak jest). Jednakże z niskiego piętra tego nie widać - drzewa zasłaniają. Będąc na niskim piętrze nawet nie wiemy, jak może być na wyższym - i znowu, skoro nie wiemy do czego dążymy, to po co wchodzić na wyższe piętro?
Jeżeli zaś za cel postawimy sobie po prostu wejście na wyższe piętro, to jako "bonus" dostaniemy nowe widoki, szerszą perspektywę. Kto wie, czy po tym pierwszym kroku nie zechcemy sprawdzić, czy kolejne piętra oferują jeszcze lepsze widoki i wtedy będziemy wspinać się już nie dla pięter, ale dla widoków? Nawet pomimo tego, że wchodzenie na górę w pierwszej fazie wymaga trochę wyrzeczeń i włożenia w to wysiłku, zaś leżeć na jakimś pieprzonym półpiętrze w irytującej stagnacji, bądź też spadać w dół celem rozkwaszenia mordy jest łatwiej i wygodniej...
yusti pisze:Im wyżej się wspinasz, tym bardziej boli tyłek po upadku, boogi.
Napisane przez Ciebie zdanie dobitnie sugeruje, że
jedyną możliwością po tym, jak wejdzie się wyżej jest upadek. Nie uważam, by to było prawdziwe stwierdzenie.
Wybacz ostre słowa, ale to co napisałaś to jest wymówka tchórzy, którzy niczego w życiu nie osiągną bo robią w portki na samą myśl o tym, że mogliby jeszcze przypadkiem coś wygrać, gdyby zagrali. Dlatego nawet nie grają... (i przez
grę rozumiem tutaj dowolne działanie wymagające własnego wyboru i inicjatywy -
podjęcia decyzji)
Oh my god, wygrać... co wtedy bym zrobił? Nowy teren, nowe możliwości... nie, ja nie chcę, wolę ten grajdołek który znam od lat, może śmierdzi i narzekam na niego, ale jest mój i znajomy...boogi w odpowiedzi na zdanie yusti pisze:Im wyżej się wspinasz, tym więcej widzisz (więcej wiesz) i szerszą perspektywę masz. Jeżeli pośliźniesz się i spadniesz, to tyłek boli - i jest to twoje ryzyko. Ale sam oceniasz, czy warto i czy chcesz wchodzić. I pamiętaj, że zawsze po tym jak się ześliźniesz, to za drugim razem łatwiej już jest wejść ponownie, bo teren znasz.
yusti pisze:Lepiej było stracić robotę za 6 stów niż 60 [zł - dop. boogi].
Lepiej było mieć robotę za 600zł niż za 60zł.
"Ty nie płacz, że coś się skończyło. Ty się ciesz, że w ogóle było."
Ceres pisze:atis pisze:tak, boję się, że nie będę szczęsliwa w wersji 'moj wyzszy poziom zdrowia', bo wówczas powinnam pewnie wejść w stały, dający mi poczucie stabilności związek
Ale kto powiedział, że warunkiem osiągnięcia wyższego poziomu zdrowia jest stały związek?! Imho można być singlem i być na wysokim poziomie zdrowia..
Warunkiem koniecznym do osiągnięcia wyższego poziomu zdrowia stały związek na pewno nie jest. Ale może być taki związek zarówno wspomagaczem, jak i kłodą u nogi. Zależy czy się trafi na duala (socjonicznie
) lub chociaż dopasuje enneagramowo z drugą osobą pod względem instynktów (bez względu na enneatyp, instynkt dla szczęścia obojga partnerów musi się zgadzać - jak ktoś ma pytania odnośnie tego stwierdzenia, to niech zada w odpowiednim temacie w Ogólnych, a nie tutaj - już to wyjaśniałem ale mogę raz jeszcze a wiem że temat jest wciąż nowinką)
Można być na wysokim PRO i być singlem - jak najbardziej.
Atis - domyślam się, że w Twojej wypowiedzi kryje się lęk przed tym, że nawet na wyższym poziomie zdrowia będą się pojawiać takie same problemy na jakie natykałaś się dotychczas. I masz rację - będą się pojawiały takie same problemy i pewnie cała masa innych jeżeli tylko związek będzie trwał stale. Różnica nie polega jednak na tym, że problemy się zmienią czy znikną. Różnicą jest to, że na wyższych PRO dostajesz do ręki nowe narzędzia, możliwości, umiejętności, których na obecnym PRO nawet nie jesteś (i ja też nie jestem dla siebie) w stanie sobie wyobrazić. Z obecnego, niskiego PRO wyglądają one jak coś złego. W rzeczywistości, ponieważ patrzymy z dołu, to nie widzimy pełni obrazu, lub widzimy go w karykaturze.
Np. cierpliwość. Na niższych PRO brak jest człowiekowi (znowu nazwijmy go C) cierpliwości, więc jak ktoś mu mękoli (narzeka i marudzi), to C od razu na niego krzyczy. Z jego obecnego punktu widzenia C wydaje się, że wyższy PRO oznacza, że będzie musiał milczeć i znosić to mękolenie bez przerwy - ocenia narzędzie "cierpliwość" mając jedynie wiedzę, możliwości i umiejętności swojego obecnego poziomu. Zaś osoba A (wysoki PRO) cierpliwości z wysłuchiwaniem mękolenia nie będzie kojarzyła: może po prostu raz da się człowiekowi marudzącemu wypowiedzieć i ten potem nie będzie już miał potrzeby mękolenia co chwilę? A może to wręcz C prowokuje mękolenie, po prostu przerywając zbyt szybko i nerwowo swojemu rozmówcy jego wypowiedź, przez co jedynym sposobem wypowiedzi pozostaje mękolenie (znowu: substytut prawdziwego wyrażenia swoich potrzeb). Zaś A, potrafiący cierpliwie wysłuchać i porozmawiać, sprawia że potrzeby rozmówcy zostają zaspokojone i nie pojawia się potrzeba drogi okrężnej - mękolenia?
Przykład mam nadzieję na tyle ogólny, prosty i zrozumiały, że łatwo będzie sobie przełożyć go na inne cechy charakteryzujące różne PRO u różnych typów.
atis pisze:Dla siódemki stały związek, stała praca, wziecie się 'na serio' za coś długoterminowego to właśnie objawy 'zdrowienia'
Zgodzę się z ogólną myślą, zwracając jednak uwagę na to, że "dla Siódemki
odpowiedzialny związek i
odpowiedzialna praca to objaw zdrowienia". Stałość Siódemce może się źle kojarzyć nawet na wysokim PRO bo to wcale nie musi być spełnienie jej marzeń. Może okazać się, że zostanie fotografem, podróżnikiem, dziennikarzem albo wszystkim naraz - i ciężko takie zajęcie będzie nazwać "stałą" pracą. Raczej - dorywczą, lub chociaż szybkozmienną. Ale nie będzie można osobie odmówić odpowiedzialności. Nawet jeżeli pracuje przez miesiąc w roku a przez jedenaście odpoczywa
@
Rilla,
Perwik:
Perwik pisze:Oni tego nie skumają, bo nie żyją tak bardzo emocjami, jak my, porypańcy tego świata
Prawdziwe, czyste i autentyczne emocje Czwórka także przeżywa tylko na pierwszym PRO (pierwszy PRO o Czwórek to nie jest brak emocji, jakby się mógł ktoś bać - wręcz przeciwnie, to wreszcie są autentyczne i prawdziwe, szczere emocje). Wszystko, co poniżej - to ich namiastka, substytut. Jest emocja, ale taka... niezadowalająca. Niepełna. Wciąż mało, wciąż źle. Wydaje się, że to daje chęć do życia - a w rzeczywistości człowiek miota się wciąż, nie znajdując spełnienia. I nie będąc autentycznym w swoich uczuciach.